#uchSZ
Pierwszego dnia zajęć dydaktycznych jak zawsze koczowaliśmy przed salą ćwiczeń. Wiedziałem, że będziemy mieli nowego kolegę i trzy nowe koleżanki ze starszego rocznika. Jestem osobą otwartą i pozytywnie nastawioną do życia. Czasem zdarza mi się również bez zastanowienia być miłym dla nieznanych mi osób. Zauważyłem, że pod salą stoi jakaś dziewczyna, o głowę niższa ode mnie. Wyglądała na nieco zagubioną, poza tym nikt z moich znajomych jej nie znał. Czekała wraz ze swoim plecaczkiem przed wejściem w pełni zamyślenia.
W pewnym momencie postanowiłem do niej podejść i się jakoś przywitać, ot, dwa zdania bez kontekstu.
- Hej, czekasz na zajęcia? - powiedziałem z uśmiechem i dużą dozą optymizmu.
- Tak, czekam.
Przy tym bardzo serdecznie się uśmiechnęła, jej twarz się momentalnie rozpromieniła. Pomyślałem, że to dobry pomysł pociągnąć rozmowę, w końcu ćwiczenia miały się zacząć za trzy minuty, a sala nadal była zamknięta.
- Nie pomyśl, że jestem źle wychowany. Na imię mi Sebastian, a ty jesteś...
- Ania (imię było rzecz jasna inne, ale również dziewczyna podała je w zdrobnieniu).
- Miło mi cię poznać, Aniu. Mam nadzieję, że nasza grupa przypadnie ci do gustu!
- Też mam taką nadzieję, ale w zasadzie to wyglądacie bardzo sympatycznie.
Szczerze ucieszyłem się, że nowa osoba w naszej grupie ma pozytywne pierwsze wrażenie za sobą. Na takim kierunku jak mój, często doświadczenia przeprowadza się w grupach, łatwiej się pracuje, kiedy się siebie wzajemnie lubi, albo przynajmniej znosi.
- A czy osoba, która prowadzi te zajęcia też jest sympatyczna? - powiedziałem z pytającym wzrokiem
- No wiesz, w sumie to na zajęciach jest miło, zaliczenie też nie jest w zasadzie takie trudne - odrzekła z uśmiechem.
Wpadłem na pomysł, żeby nietaktownie zapytać czemu zawaliła ćwiczenia i musi je powtarzać w takim razie, ale jedna z koleżanek zaczęła wrzeszczeć, że jeśli prowadzący nie przyjdzie punktualnie, to ona idzie do domu.
- Kurcze, nie wiesz, czy te zajęcia to zaczynają się punktualnie?
- Właściwie to tak - spojrzała na zegarek - mogę was wpuścić na salę - uśmiechnęła się i dodała - i nie myśl, że to co przed chwilą się stało, to największy faux pas w twoim życiu. Naprawdę miły z ciebie człowiek. Tak poprawiłeś mi humor, że chyba zrobię państwu łatwiejsze zaliczenie.
Zamurowało mnie. Od tej pory zawsze kiedy widziałem panią doktor Anię mówiłem najserdeczniejsze dzień dobry, jakie mogłem z siebie wykrzesać. A ona uśmiechała się pod nosem. Słowa dotrzymała - najgorszą oceną była czwórka. :)
Przy poziomie nauczania jaki prezentują nasze uczelnie coś takiego jak powtarzanie roku, bo się słabo starało i niezadło nie powinny mieć miejsca. Jeżeli ktoś się nie uczy/nie radzi na studiach to znaczy że się nie nadaje, albo ma gdzieś studia i taka osoba nie powinna studiować.
@Velasco nie zgodzę się z Tobą. No bo jeśli ktoś się nie uczy to z jakiej racji na przejść dalej?
@Raridasz
Czytaj ze zrozumieniem.
Jak ktoś nie zalicza roku, tylko dla tego, że nie zaliczył jakiegoś przedmiotu, czy uwalił jakiś egzamin, to znaczy że takiej osobie nie zależy na studiach, bo nie chciało się poświęcić paru godzin i się pouczyć. I takie osoby zamiast powtarzania roku powinny po prostu wylatywać z uczelni. Przy każdym egzamin/zaliczeniu zawsze jest termin poprawkowy i jeżeli ktoś powtarza rok, to znaczy że miał wy..e podwójnie, bo nie dość że się nie przygotował na pierwszy termin, to do tego olał drugi termin. Jak ktoś idzie na studia, to powinien studiować, a nie imprezować i traktować ten czas jako przedłużenie dzieciństwa.
Nie zgodzę się. Moim zdaniem często dużo zależy po prostu od szczęścia. Czasem zaliczenie u jednego prowadzącego jest dziesięć razy trudniejsze niż u innego. No i bywa też, że jak się taki uprze, że kogoś uwali, to uwali i tyle. Pamiętam, jak na pierwszym roku studiów moja koleżanka miała straszny problem z jednym przedmiotem, na który ja się praktycznie nie musiałam uczyć, żeby zdać. Postanowiłam więc pomóc z zadaniami, żeby zdała sobie spokojnie. No i zdumiałam się po prostu, jak zobaczyłam co robią na ćwiczeniach, ponieważ u nas poziom trudności zadań był dużo niższy, a był to ten sam kierunek, tylko inni prowadzący.
No i też dużo zależy od kierunku. Niektóre są o wiele bardziej wymagające niż inne. Nie każdy też moze liczyć na pomoc materialną od rodziców, a dodatkowy czas spędzany w pracy nie ułatwia dobrego przygotowania się do zajęć. Uważam, że o ile ktoś nie zawalił wszystkiego po kolei, to ta druga szansa z jednego czy już nawet dwóch przedmiotów powinna jednak być dozwolona.
@Velasco nie zgodzę się z Tobą - czasami trudniej jest przejść jakiegoś wykładowcę niż sam przedmiot. Jeden asystent, który był w porządku, powiedział nam że mają odgórny nakaz uwalenia kilku osób. Z innego przedmiotu jak nie zdało się w 1 terminie to nie było szans już zdać, trzeba się było pogodzić z warunem. Niektórzy potrafili wstawiać oceny godzinę po pisemnym kolokwium na 150 osób i to też była loteria. Z oczywistych względów nie podam nazwy uczelni 😉
Ale wiecie, że w porównaniu do wielu krajów poziom nauczania w Polsce jest wysoki? Dziwi mnie, że tak mało osób jest tego świadomych.
Studiowałam taki kierunek, że miałam w pewnym semestrze dwadzieścia dwa przedmioty, z których egzaminy odbyły się w ciągu trzech tygodni, jeden po drugim, a czasami nawet trzy w jeden dzień. Cyborgiem nie jestem, mój mózg ma swoje granice, więc w takiej sytuacji po prostu zostawiłam sobie dwa przedmioty na wrzesień do poprawy. Nikomu się nic nie stało. Nie znasz sytuacji wszystkich ludzi na świecie, czasami po prostu komuś się powinie noga, bo na przykład zmarł mu ktoś z rodziny i nie był w stanie się nauczyć, czasami w dniu egzaminu bardzo źle się czujesz i siłą rzeczy pójdzie ci źle, czasami po prostu tak się zdarzy, że się nie nauczysz i już, a czasami na przykład na egzaminach ustnych dopada cię stres i zapominasz wszystkiego. Po to jest możliwość poprawy, żeby ją wykorzystać. Zresztą i tak na większości uczelni można mieć góra dwa warunki, a jak nie zdasz, to do widzenia, więc nie rozumiem, jaki tu jest problem.
Od razu widać kto nigdy nie studiował. Żeby podejść do egzaminu w pierwszym terminie to trzeba mieć zaliczenie z przedmiotu (pozaliczane wszystkie kolokwia, sprawozdania i projekty). Czasami prowadzący jest nie w humorze algo grupa mu nie odpowiada i uwala za byle co. Przykład: na AGH była kobita z chemii która szła już za kilka miesiecy na emeryture. Semestr sie zaczął w październiku a ona najpierw zgubiła nasze sprawozdania (dwukrotnie), a później (początek grudnia) stwierdziła, że ona sie pod naszym zaliczeniem nie podpisze i jak powiedziała tak zrobiła, mimo, że pozostałe osoby u innych prowadzących donosiły sprawka aż do sesji do lutego. Interweniowaliśmy u opiekuna roku i u osoby której kobita podlegała i nic, rozkładali ręce bo oni nic nie mogą. A jak ktoś ma warunek z czegokolwiek na semestrze kontrolnym to zostaje mu powtarzać rok.
Żeby to było takie proste. Na moich studiach nikogo nie dziwi powtarzanie roku czy poszczególnych przedmiotów i ich najróżniejsze kombinacje. Ba, panuje przekonanie, że lepiej nie zdać i powtórzyć przedmiot, żeby porządnie zrozumieć temat, niż przejść dalej z brakami w wiedzy.
Odnoszę wrażenie, że dla wielu studentów studia zawsze są ciężkie, a jak wykładowca jest wymagający to już tragedia. Studenci to by chcieli najlepiej dostać papierek za nic, a czas spędzony na zajęciach i uczeniu się wykorzystać na imprezy.
Inna sprawa to że całe szkolnictwo wyższe w Polsce jest nastawione ma masowe produkowanie magistrów/licencjatów, którzy tak naprawdę po studiach nic nie umieją i nijak przystają do potrzeb rynku pracy. I nikt z tym nic nie chce zrobić, bo zarówno studentom, władzom uczelni, jak i rządowi taki system odpowiada.
Brakowało tylko informacji, że później została zona Autora :)
Mogła jednak postawić Ci pałę, if ju noł łot aj min.
I mówisz to ty, człowiek, który się oburza na rozwiazlosc seksualna jednego z użytkowników.
Czy to znaczy że już do końca życia mam być śmiertelnie poważny?
A czyli to miało być zabawne?
Nie no boki zrywać. Ha ha ha. Ale z ciebie śmieszek! Nie marnuj takiego talentu.
Nie bardzo, ale z przymrużeniem oka. Ty za to myślisz pewnie że twoje teksty są zabawne, kiedy to bardzo często zwykła chamówa.
Poziom twoich wypowiedzi też woła o pomstę do nieba, więc można by rzec, że jedziemy na tym samym wózku chamówy i prostactwa, a ten żarcik serio był żenujący. Trochę nie pasuje do osoby, która gnębi jakiegoś typa za rozwiązłość seksualną.
Nie pasuje bo mówi tak ktoś z internetu kto i tak ma mnie w przysłowiowej dupie, poza tym nienawidzi mnie do tego stopnia, że rozpowiada na mój temat szkalujące paszkwile. No nic tylko dać temu wiarę.
A, czyli jesteś takim debilem, którego boli, że jakiś typ uprawia seks z dwiema laskami, i jednocześnie walisz takie oblesne żarciki o obcej kobiecie, która niby miałaby uprawiać seks oralny ze studentem? Zdecyduj się, albo boli cię rozwiązłość, albo popierasz takie zachowania i być może chętnie ciągniesz druta przypadkowym chłopakom. Wg mnie, to obrzydliwe, by sobie żartować w ten sposób, bo czynność, którą jej przypisales jest obleśna i uwłacza kobiecie. Już prowadzenie się Umbriela jest mniej obleśne, bo z tego co wypisywał, nikt nikomu nie uwlacza i uczestniczą w tym na równych warunkach. A ty tu właśnie chcesz zrobić z wykształconej kobiety, która ma sukcesy na tle zawodowym, jakąś karynkę z nocnego klubu.
Ja też jestem wykształcony, a nie przeszkadza ci to robić ze mnie pedofila. Tak że swoje podwójne standardy proszę sobie wsadzić w swojego patologicznego anusa.
Też mam wyższe wykształcenie, a ty mnie non stop obrażasz, choć nic o mnie nie wiesz. Sam pisałeś pedofilskie teksty, to tak zostałeś odebrany.
A z naukowca, którym ta prowadząca jest, zrobiłeś prostą karynę z klubowego kibla, która ciągnie druta, gdy się nawali. Obraziłeś kobietę, której nie znasz i która nie zrobiła tobie nic złego. A najgorsze, że uznałeś, że ten obleśny tekst jest zabawny. Już Umbriel jest mniej obleśny, gdy wypisuje tu swoje przeżycia.
Zejdź ze mnie, dobra? Już widać ze nie masz czego się czepić, to na siłę się czepiasz byle czego. Skrzywdził cię ktoś czy jak? Przykro mi, ale nie wyżywaj się na mnie za to.
rzygam tęczą
Kiedyś popełniłem podobn faux pas. Największej żyle na wydziale, panu doktorowi, wręczyłem klucze do sali, mówiąc mu jeszcze "to ja ci zostawiam klucze, tylko oddaj je potem na portiernię, bo to na moje nazwisko były brane. A ja powiem portierowi, że ci je dałem". Mina pana doktora bezcenna. Również owych spadochroniarzy, którzy dopiero potem powiedzieli mi, co właśnie zrobiłem.