#zRSjd
W pewnym momencie zerwał z nią chłopak z jej miasta rodzinnego (bo mu nie pasuje związek na odległość, widzenia tylko w weekendy). Inna sprawa, że wg mnie gość był popie.... i to raczej toksyczny związek był - ale to moje zdanie. Strasznie to przeżyła, załamała się kompletnie. Ciągle płakała, użalała się nad sobą, że to jej wina i że tak go skrzywdziła (taaaaaa, pewnie). Godziny rozmów, wyciągania jej z mieszkania, raz nawet "spaliśmy ze sobą", bo jak ją płaczącą przytulałem, to zasnęła mi na kolanach i nie miałem sumienia jej budzić. Tak przekimałem noc.
Powoli ją wyciągnąłem z dołka. Wróciła do normalności. Szczerze - wtedy pomyślałem, że może mam u niej szansę. Trzy tygodnie później zaczęła chodzić z jednym ziomkiem z naszej grupy wykładowej (ja ich sobie przez przypadek przedstawiłem). A ja usłyszałem, że muszę jej "dać więcej przestrzeni, bo za bardzo się do niej zbliżam" (do kina ją chciałem wyciągnąć na film, na który oboje czekaliśmy), a w ogóle to ten ziomek jest o mnie zazdrosny. Rozluźniła znajomości z naszą grupą przyjaciół, zbliżyła się do znajomych kolesia. Jak kopniak w jaja, ale co mogłem zrobić - It's the story of my life - "dałem jej spokój".
A najśmieszniejsze było, jak jakiś czas potem - jak przestałem walić głową w ścianę - jak już ziomek się nią nacieszył, skończyła się bajka, zaczęły kłótnie, gość okazał się nie takim księciem z bajki i się rozstali - przyszła do mnie z wielkim wyrzutem, że czemu pewien projekt robię w grupie z tym ziomkiem (nie miałem do niego żalu - nie okazywał mi wrogości nigdy) - czemu jej nie zaprosiłem, skoro brakowało nam kogoś.
Nigdy nie zrozumiem fizyki kwantowej ani kobiet... ale w fizyce kwantowej jest przynajmniej jakaś logika.
Zaznaczyć trzeba jedno, to że jej pomogłeś po rozstaniu i byłeś jej przyjacielem absolutnie nie sprawiało, że musiał być z tego związek. Jednak późniejsze zachowanie tej dziewczyny było naprawdę żałosne. Ewidentnie traktowała cię, jak pewnego rodzaju opcje awaryjną. Nawet nie opcję awaryjną do związku, a takiego pocieszyciela, który zawsze będzie gotowy, by ją wesprzeć. No cóż, nie da się z tym nic zrobić poza olaniem dziewczyny i ruszeniem dalej ze swoim życiem. Nie daj się wciągnąć znowu w bycie pocieszycielem.
Nie bylbym taki szybki w ocenie dziewczyny. Naturalnie mozesz miec racje ale niekoniecznie.
Spojrz na to z emocjonalnego punktu widzenia. Autor zachowal sie nieco jak ojciec pocieszajacy corke. Efektem byla bliskosc emocjonalna i zaufanie z jednej strony. Z drugiej natomiast calkowita aseksualnosc i conieco roszczeniowosci.
Jesli tak bylo, autor sam sobie zgotowal ten los.
Ale ja nie mam pretensji do dziewczyny za to, że nie weszła w związek z autorem. Miała pełne prawo traktować go jak przyjaciela. Problem mam z tym, że jak potrzebowała pocieszenia, to przyszła do autora, wtedy był jej przyjacielem. Potem jak znalazła partnera, to odstawiła autora na boczny tor i już nie był przyjacielem. Następnie jak zakończyła związek to znowu zaczęła mieć do autora wymagania, jak do przyjaciela.
Oceniam ją po tym, że przypominała sobie o autorze wtedy, gdy był jej potrzebny.
Mowimy prawie o tym samym ale nieco obok siebie.
Jesli traktowala go jak przyjaciela, to przedmiotowe podejscie do niego jest co najmniej slabe.
Jesli natomiast, niejako podswiadomie, na poziomie emocjonalnym, traktowala go jak zastepczego ojca, jej podejscie mozna uznac za normalne.
Nie, nie można uznać jej zachowania za normalne. Bo nawet, jeśli traktowała autora jak "zastępczego ojca", to nic nie usprawiedliwia "porzucenia" go, gdy nie był potrzebny. To jest właśnie przedmiotowe traktowanie. Traktowanie drugiego człowieka tylko jako emocjonalnego pocieszyciela jest godne potępienia.
Ultraviolett życie tak nie działa. Dorośli ludzie powinni umieć świadomie przeanalizować swoje związki. Podświadomość coś im tam podpowiada, że mogą się zachowywać roszczeniowo? No cóż, powinni mieć jeszcze rozum zdolny do analizy. Jak to nie pyka to jest to wyłącznie ich wina i nie ma czego tu wybielać.
Olej ją po całości bo z takim toksycznym babskiem to daleko nie zajedziesz ;) może w tym pierwszym opisanym związku to nie facet był "popie...ny" tylko ona?
No jasne. Chciałeś wsadzić w wariatkę, nie udało się, to zrób wariatki z wszystkich kobiet.
No jasne. Zdegraduj chęć do wejścia z kimś w związek tylko do chęci "wsadzenia". To takie dojrzałe!
Próba "wejścia w związek" z osobą, która w związku jest i która jest na tyle niestabilna emocjonalnie, że srodze rozpacza po zerwaniu a potem rzuca się w ramiona pierwszego lepszego, oraz budowanie obrazu społeczeństwa na podstawie tej jednej osoby jest dokładnie tak dojrzała, jak moje podsumowanie :)
Autor nie próbował wejść związek z koleżanką, gdy ta była w związku. Próbując wejść z nią związek po rozstaniu nie mógł też wiedzieć, że rzuci się w ramiona pierwszemu lepszemu. Przecież jak tylko znalazła sobie kogoś, to autor znowu się "oddalił". Według ciebie autor powinien mieć magiczna kule do przepowiadania przyszłości?
Ale faktycznie, tekst odnoszący się do wszystkich kobiet bardzo słaby.
Dantavo próbował, próbował. I oczywiście, że nie mógł się domyślić, że rzuci się pierwszemu lepszymu w objęcia, ale mógł to w pewnym stopniu przewidzieć, skoro z dziewczyny sypały się czerwone flagi, sądząc po wyznaniu. Nie zauważył co się święci? Być może coś mu przesądziło zdrowy osąd. Być może była to ta banalna, niedojrzała nadzieja na "wsadzenie" ;).
I żeby nie było. Oczywiście, to autor jest tu ofiarą, nie chcę na niego zrzucać winy. Mimo wszystko należy pamiętać, że jak sami się nie będziemy szanować, to inni też nie zechcą tego robić.