#zZdqL
Cofnijmy się w czasie do lat 90. Gość pojawił się w moim życiu niemal znikąd. W momencie spotkania miałem 14 lat i byłem zbuntowanym gówniarzem, kompletnie niezainteresowanym piłką nożną (co istotne dla dalszej części wyznania). Ojciec nagle zapragnął kontaktu ze mną i próbował nadrobić stracone lata. Od samego początku go nie lubiłem i nigdy niczego od niego nie chciałem. Ale on nie ustępował, pragnął spotkań, dzwonił, narzucał się straszliwie. Któregoś razu zaprosił mnie do siebie do domu. Odwiedziłem go tylko dlatego, że poprosiła mnie o to mama. W jego mieszkaniu zauważyłem wtedy mały ołtarzyk poświęcony jednemu z klubów piłkarskich grających w naszym regionie. Jakiś szalik, proporczyk, zdjęcia piłkarzy i nawet zeszyt z wycinkami z gazet. Zwróciłem uwagę, że ojciec traktuje to z nabożną niemal czcią. Jak wspomniałem wcześniej, piłką nożną nie interesowałem się wtedy wcale. Owszem, kojarzyłem ze względu na napisy na murach, że w mieście są dwa kluby, że jedni grają w koszulkach koloru takiego, a drudzy innego. Wtedy w mojej głowie pojawił się szatański plan. Stwierdziłem, że zrobię staremu zgredowi na złość i skoro on kibicuje klubowi X, to ja zacznę identyfikować się jako fan zespołu Y.
Wiedziałem, że mój dość bliski kumpel chodzi na ich mecze. Któregoś razu w szkole zagadałem, czy mogę wybrać się razem z nim. Oczywiście przystał na moją propozycję.
Nawet nie macie pojęcia, jak się w to wkręciłem. Zarówno w piłkę nożną, jak i w całe życie dookoła klubu. Zacząłem być stałym bywalcem na meczach u siebie, jeździłem na mecze po całej Polsce (dobiłem do 87 wyjazdów i już wystarczy). Aktywnym kibicem byłem ponad 20 lat. Przeżywałem z moim klubem spadki i awanse, sukcesy i porażki. Smaku zwycięstwa nad lokalnym rywalem nie zamieniłbym na nic innego. Na trybunach poznałem kumpli na (mam nadzieję) całe życie. Przeżyłem całą masę niezapomnianych przygód i miałem niesamowicie barwną młodość. Mimo że jestem już niemal 40-letnim facetem, a młyn i szalik zamieniłem na sektor rodzinny, to już jako dorosły facet zrobiłem uprawienia trenerskie do pracy z dziećmi.
Obecnie przychodzę na stadion z żoną i ukochanym synkiem, dorabiam trenując dzieciaki w lokalnym klubie sportowym. A to wszystko dlatego, że postanowiłem zrobić na złość facetowi, który mnie spłodził.
Pewnie jesteście ciekawi, jak zareagował ojciec, kiedy dowiedział się o mojej nowej pasji. Sęk w tym, że spotkanie, które zmieniło moje życie, było naszym ostatnim. Od tamtej pory nie rozmawialiśmy ze sobą ani razu. Podejrzewam, że do tej pory żyje w błogiej nieświadomości ;) Natomiast jeżeli jakimś cudem to czytasz... Dziękuję ci „tato” za wskazanie mi właściwej drogi ;)
Zastanawia mnie po co mu to było. Po co pojawił się znikąd, narzucał i bez słowa znowu zniknął... Nie ogarniam tego.
Też dziwne dla mnie.
Autorze, nie, nie dziękuj swojemu ojcu. Podziękuj sam sobie. To Ty wpadłeś na taki pomysł.