#CMnL7
Zdenerwowana przed egzaminem na prawo jazdy, postanowiłam nie jechać busem jak dotychczas, ale wsiąść do autobusu i dojechać na miejsce nieco wcześniej. Jak na złość okazało się, że ze względu na roboty drogowe trasa mojego środka transportu uległa zmianie, a jako że nie znałam kolejnych przystanków, czekałam grzecznie aż kierowca zatrzyma pojazd pod moim docelowym, co tym razem oczywiście się nie stało... Na ostatnim z nich (a właściwie zajezdni) opowiedziałam szoferowi moją żałosną historię i zapytałam, jak mogę dotrzeć do WORD-u. Kierowca kazał mi usiąść i zawiózł mnie na wyznaczone miejsce. I nie chciał pieniędzy! Tylko dzięki niemu zdążyłam na egzamin.
Cała sytuacja byłaby skończyłaby się happy endem, gdyby nie to, że oblałam. Mimo wszystko do tej pory jestem mu wdzięczna. Za bezinteresowną pomoc :)
Szoferowi? W autobusie?
Zawiózł ją na egzamin poza kursem i pewnie kosztem swojej przerwy. Też bym podziękowała
Podziękować to bym na pewno podziękowała. Tylko samo nazewnictwo w wyznaniu mnie dziwi.
Autorka chyba użyła tego określenia tylko żeby uniknąć powtórzenia - w 2 z 3 przypadków nazwała go kierowcą ;)
Swoją drogą, słowo szofer w zasadzie już wychodzi z użycia, a z definicji oznacza kierującego pojazdem przeznaczonym do poruszania się po drogach publicznych. Autobus do takich należy, więc formalnie wszystko się zgadza ;)
Koleś wielkim autobusem zrobił ci darmowy kurs poza wyznaczoną trasą? A był w tej bajce Gang Bang na ostatnich siedzeniach z grupą instruktorów z ośrodka egzaminacyjnego? Jak nie, to nie uwierzę w tą historię!