#lySN9

Piszę do Was, bo już nie wiem jak ten temat ugryźć.

Sytuacja wygląda następująco: wyprowadziłam się do drugiej połówki (praktycznie na drugi koniec Polski) i wszystko na początku wydało się super. Zero zwierząt, zero nałogów, wspólne zainteresowania itd. - w moich oczach ideał, ALE. Nie minął miesiąc pojawiły się dwa koty i jeden pies, pomimo moich próśb, że ja się tymi zwierzętami zajmować nie będę ( jak się skończyło sami się domyślacie). Lubię zwierzęta, ale uważam, że to odpowiedzialność na którą trzeba dorosnąć.

Mija następny miesiąc mieszkanie małe, pies śpi w łóżku z nami, nie miłosiernie szczęka, nie rozumie własnego imienia, załatwia się gdzie popadnie - ja osobiście już jestem zmęczona, druga połówka bagatelizuje sprawę mówiąc: no popatrz jaki słodki - i temat zamknięty. Ponowne poruszanie tematu i odpowiedź: ale ja go kocham - koniec tematu.

Mija następny miesiąc zaczynają się pomruki, że w sumie to 15 letni brat tu też zamieszka, bo będzie składał papiery do szkoły ( większe miasto, większe możliwości itd.) - dla mnie tragedia, już wiem, że będzie prywatności ZERO ( mieszkanie 35m2), Plus mieszkanie z nastolatkiem? Druga połówka zlewa temat słowami: jakoś to będzie. Mija następny miesiąc nastolatek się wprowadza, moje "wróżenie" się sprawdza. Historii ciąg dalszy: mamy w mieszkaniu mała łazienkę, mały pokój (przejął go nastolatek) i kuchnio-salon (tutaj śpimy). Prywatności zero, intymność? Chyba w snach...Może jakieś wspólne wyjście? Pewnie nastolatek pod pachę, pies w rękę ( no popatrz jak się patrzy, nie może zostać sam!) i tak wygląda romantycznie spędzony czas.

Obydwoje pracujemy na nieregularne zmiany, widzimy się rzadko, co jest normą - wracam na mieszkanie i co widzę? Syf i obowiązki zajmowania się zwierzętami i nastolatkiem, bo tutaj pranie, a tutaj nie ma co jeść. Mam dopiero 26 lat czuję się jak matka na cały etat. Tak, poruszyłam te tematy z drugą połówka mówi, że rozumie i mnie wspiera, jednocześnie nie mija dwa dni i dalej pojawiają się te same problemy. Ja dodatkowo mam jeszcze studia, które ograniczają mi czas dodatkowo dodając stresu.

Mam wrażenie, że od siebie daje dużo, a w zamian dostaje tak zwane "klepnięcie po ramieniu" . Powoli odczuwam, że cała ta sytuacja mnie przerasta i nie dam tak dłużej rady.

Nowe miejsce, nowi ludzie, nowa praca, brak rodziny w tych regionach, studia, dodatkowo sytuacja na mieszkaniu - nie zbyt ciekawa sytuacja, która sprawia, że zastanawiam się, czy ten związek jest tego warty.
Postac Odpowiedz

Ja bym pomyślała o sobie i się wyprowadziła. Nawet niekoniecznie bym zrywała z tą drugą połówką, ale nie chciałoby mi się aż tak angażować w obowiązki partnera. To on chciał zwierzęta, to jego brat, więc niech on ponosi konsekwencje. A tak Ty pracujesz na jego przyjemności. A on na Twoje?

MaryL2

To chyba najlepsza rada w tej sytuacji. Im dłużej autorka będzie zwlekać, tym bardziej w jego głowie się utrwali, że można ją tak traktować.

Shido Odpowiedz

Wyprowadzka jest konieczna, a gdy w efekcie tego związek nie przetrwa - to znaczy, że nie był warty podtrzymania.
W innym wypadku jesteś tylko gosposią, która ogarnie dom za darmo - a może nawet dorzuci się do czynszu.

Ifyoulikeme Odpowiedz

Gość oszukał cię z premedytacją. Z pewnością wiedział wcześniej, że brat się wprowadzi, 3 zwierzęta też chyba nie pojawiły się nagle z dnia na dzień, tylko raczej ktoś je tymczasowo trzymał. Zataił to, bo mogło to mieć wpływ na twoją decyzję o przeprowadzce, a on to zapewne wiedział. W tej sytuacji nasuwają się myśli: 1. Co jeszcze będzie skłonny zataić teraz lub w przyszłości, żeby uzyskać efekt, który jest dla niego wygodny? 2. Czy chcesz kontynuować sytuację, która jest zbudowana na świadomym oszustwie? 3. Czy nje masz poczucia braku równowagi zaangażowania - ty poświęcasz wszystko, przeprowadzasz się na drugi koniec kraju, porzucasz dotychczasowe życie, rodzinę, znajomych, a dostajesz w zamian "poklepanie po ramieniu" i masę obowiązków, na które się nie pisałaś? 4. Okrutne, ale czy nje masz poczucia, że bardziej niż dziewczyny, twój partner potrzebował ogarniaczki mieszkania/gotowania/sprzątania/brata/ zwierząt, bo pracuje na zmiany, i trudno było mu to ogarnąć?

Arazel

Wydaje mi się, że to związek dwóch kobiet, choć używane zwroty specjalnie nie wskazują na płeć osób w związku, aby skupić się na problemie.

dewitalizacja Odpowiedz

Strasznie mi szkoda osób, które nie potrafią stawiać granic i dobrowolnie godzą się na taką matnię jak w wyznaniu.

Dantavo Odpowiedz

Uciekaj z tego mieszkania jak najszybciej. Nie musisz kończyć związku, jednak ten układ mieszkaniowy jest okropny. Wolałbym już mieszkać w wynajętym pokoju, niż w czymś takim.

karlitoska Odpowiedz

W tym wypadku wyprowadzka wydaje się konieczna, przynajmniej wynajmij sobie jakiś pokój na stancji i na spokojnie zastanów się czy ta relacja na pewno cię uszczęśliwia. Ja tu widzę typa, który jest niedość, że nie odpowiedzialny to jeszcze nie liczy się z Tobą.

SolAngelicaa Odpowiedz

Musisz wybaczyć mi nieprzyjemne słowo, ale on po prostu czekał, aż pomoc domowa mu się wprowadzi.
Zwierzę to duża odpowiedzialność i to lata. Ewidentnie chciał mieć, ale samemu nie chciało mu się tego ogarniać. Nie szanuje Ciebie i Twojego zdania, bo mówiłaś że nie chcesz, a i tak to zrobił.
Wiesz czego jeszcze brakuje Ci do pakietu? Ano, dziecka! Jak juz Cię tam na stałe przygwoździ, to pewnie zacznie na to namawiać. Nie będziesz chciała to i gumkę przebije, a co!

Dziewczyno ja wiem ze przewrócenie swojego życia do góry nogami jest trudne. Ale nie jesteś z nim na tyle długo, żebyś musiała się zastanawiać. Masz 26 lat, dopiero, masz prawo w pełni żyć i nie brać na siebie cudzych obowiązków (zaręczam że będziesz miała własne później, to lepiej sobie wcześniej odpocznij). Nie macie kredytu. Nic mu nie jesteś winna. Facet Cię nie szanuje, niezależnie co myślisz, niezależnie jak po tym jest miły. Nie wpadaj w taki cykl mieszaniny uprzejmości i przekraczania Twoich granic, nie pozwól sobie na to, by wywołał w Tobie poczucie winy.
Zwierzęta są jego.
Brat jest jego.

A Ty idź swoją drogą.

KajKoLukx Odpowiedz

"Nie minął miesiąc pojawiły się dwa koty i jeden pies, pomimo moich próśb, że ja się tymi zwierzętami zajmować nie będę ( jak się skończyło sami się domyślacie). "

Znaczy, z góry zakładałaś, że nie będzie się zajmował swoimi zwierzakami i chciałaś mu w związku z tym zabronić ich posiadania? To chyba jednak już na początku nie był aż taki idealny. Brzmi jakbyś próbowała wychowywać nastolatka, a nie żyć z partnerem.

"Mija następny miesiąc mieszkanie małe, pies śpi w łóżku z nami, nie miłosiernie szczęka, nie rozumie własnego imienia, załatwia się gdzie popadnie"

To na czym polega to twoje zajmowanie się zwierzakami, na które tak narzekasz? Bo wygląda, jakby tym psem się żadne z was nie zajmowało. Wiesz, że to znęcanie się nad zwierzętami?(i nad sąsiadami, skoro ciągle szczeka)

"Syf i obowiązki zajmowania się zwierzętami i nastolatkiem, bo tutaj pranie, a tutaj nie ma co jeść. Mam dopiero 26 lat czuję się jak matka na cały etat. "

Mam wrażenie, że sama w tą rolę weszłaś, skoro już na starcie matkowałaś partnerowi i nie uciekłaś w cholerę, przy którejś z kolei próbie wrobienia cię w obowiązki.

MaryL2

„ Brzmi jakbyś próbowała wychowywać nastolatka, a nie żyć z partnerem.” - smutna rzeczywistość naprawdę wielu kobiet.

„ sama w tą rolę weszłaś, skoro już na starcie matkowałaś partnerowi i nie uciekłaś w cholerę” - a powiedz mi co miała w takiej sytuacji zrobić? Zostawiłaby go i jaką miałaby pewność, że kolejna relacja nie będzie taka sama? To naprawdę częsta postawa, nie branie odpowiedzialności za to co się w domu dzieje, czekanie, aż kobiecie nerwy pękną i albo zrobi sama, albo się wkurzy, i wtedy się robi z niej tą złą „przecież nikt ci nie każe się nim zajmować”. Ja nie wiem skąd to się bierze i jak to rozpoznać na początkowym etapie związku.

Dantavo

@MaryL2 naprawdę współczuję doświadczeń z facetami. Nikt nie rozkazał kobietom matkować partnerom. Jak ci nie pasuje taki układ, zawsze można związek zakończyć. Jednak jeśli siedzi się w tym do momentu aż "nerwy pękną" to tak, jest to po prostu głupota.

Zrozum, nie masz obowiązku być w związku, który ci nie odpowiada!

MaryL2

@Dantavo, właśnie to jest to podejście o którym pisze. „Nikt ci nie kazał sprzątać, nikt ci nie każe z nim być”. Ale tak jest świat zbudowany, że oboje i kobieta i mężczyzna dążą do bycia razem, do posiadania rodziny. Więc z braku wyboru musisz zgodzić się na jakiś kompromis. Co jest mocno przykre, że ukochana osoba zmusza Cię do takiego kompromisu. To tak jakby w twoim zawodzie (powiedzmy lekarz) dawali tylko najniższą krajową, na umowę zlecenie i jakbyś próbował negocjować to byś usłyszał „nikt ci nie każe tu pracować”. No to wziąłbyś w końcu tą pracę co jest, ale czy to jest uczciwa cena za ratowanie ludziom życia? No nie jest. Ale takie masz powołanie, takie wykształcenie i co masz z tym zrobić. Musieliby się wszyscy lekarze skrzyknąć „nie pracujemy!” ale to się nie wydarzy, zawsze znajdzie się inny lekarz, który zaakceptuje takie warunki.

Co do zabraniania zwierząt - wiedziałam, że jego marzeniem jest "uratowanie" zwierząt i adopcja starszych zwierząt i tak się stało. Zaadoptował 3 zwierzaki z schroniska. Uważam, że nie jest to dla niego wiek na taką odpowiedzialność, bo po prostu nie ma warunków i czasu, żeby zapewnić taką opiekę nad nimi. Idealny nie jest nikt to oczywiste, ale każdy ma jakiejś wymagania/ oczekiwania bliższe ideałowi?
Co do zajmowania się nimi - pies jest starszy, ma problemy z pęcherzem i musielibyśmy wychodzić z nim co jakieś 2h co jest nie realne - każde z nas pracuje/studiuję/uczy się itd.( Wychodzimy jak najczęściej, ale czasami musi być dłużej sam). Obydwa koty mają białaczkę, co wiąże się z stałymi wizytami u weterynarza itd.
Co do "matkowania" - to, że mam swoje zdanie i pewne rzeczy ustalam z nim na starcie jest dla ciebie matkowaniem? Fakt, partner zawiódł pod względem słuchania moich "matkowan", ale teraz mam czyste sumienie i mogę z nim świadomie rozmawiać. Wolę taką opcję niż związek, który nie ma podstawionych pewnych granic, czy oczekiwań. Partner nie wywiązuje się z swoich, więc dojdzie do konfrontacji, która zdecyduję czy ten związek ma dalszy sens.

Skanderbeg Odpowiedz

Przepraszam, że mogę być trochę niedelikatny, ale nie wiem, jak to grzeczniej ująć.

Szczerze zastanawia mnie - czy zakochanie/inne uczucia tego typu naprawdę tak mieszają ludziom w mózgach, że są w stanie zrobić cokolwiek dla danej osoby? Co trzyma Cię przy osobie, która Cię nie szanuje, ma mentalność na poziomie dziecka i nie bierze odpowiedzialności za Twój stan (jeśli dobrze rozumiem opis, mieszkanie jest jego i on utrzymuje dom, a Ty studiujesz - więc skoro uważa się za Twojego chłopaka/partnera/jak zwał tak zwał - to powinien zapewnić Ci warunki, na jakie zasługujesz. To też jest forma miłości, której on widać nie wykazuje). Patrzę tu dodatkowo na to, że Ty poświęciłaś dla niego naprawdę wiele - mieszkasz z dala od swojej rodziny, "zależysz" w pewnym sensie od niego, zgodziłaś się na jego głupie kaprysy wiele razy. Więc analogicznie - on powinien czuć się szczególnie zobowiązany, aby zapewnić Twoje potrzeby - co od niego otrzymujesz? Nic.

Nie jestem w stanie zrozumieć tego typu sytuacji, w której chciałbym utrzymywać relację z kimś, kto absolutnie nie szanuje moich potrzeb i traktuje mnie trochę jako "dekorację" do swojego życia, dodatek, tło. Dodatkowo co chwila przekracza pewne granice i nie widzi żadnej potrzeby, aby skonsultować to z Tobą, stawia Ci warunki. Gdybym ja był w takiej samej sytuacji, tego typu zachowanie od razu spowodowałoby dłuższą dyskusję z mojej strony - i gdyby nie doszło do sensownego kompromisu, po prostu bym zerwał z taką osobą, bo widać jest zbyt mało dojrzała do związku i nie czuje do mnie szacunku.

Ogólnie mówiąc - wielki "kciuk w dół" dla Twojego chłopaka za kompletny brak odpowiedzialności i troski. Mam wrażenie, że niestety sporo współczesnych mężczyzn (mówię to jako facet) to takie duże dzieciaki...
Trochę mnie bawi fakt, że tego typu patologiczne, obsesyjne zamiłowanie do zwierząt zwykle przypisuje się kobietom (sam mam kilka koleżanek, które maniakalnie publikują ogłoszenia o adopcji), a tu "rodzynek" się znalazł...

dajciespokojserio Odpowiedz

Widzę, że inaczej rozumiesz "matkowanie", więc uściślę. W moim komentarzu pod tym pojęciem rozumiem opiekowanie się, gotowanie i pranie dwóm zdrowym facetom, jakby byli malutcy, albo niepełnosprawni, i zajmowanie się ich zwierzętami.
To się nie skończy, dopóki nie pozwolisz im odczuć konsekwencji swoich decyzji (nie zrobię sobie kanapki - będę głodny, nie zrobię prania - będę chodził w brudnych ciuchach, nie wyprowadzę psa, będę sprzątał w domu).
To nie jest partnerski związek, bo ty uważasz że trzeba się poświęcać dla partnera, ale on się nie poświęca w tym samym stopniu.
"Czujesz się jak matka" bo zachowujesz się jak matka.
Zacznij oczekiwać, zamiast im usługiwać.
"Zrobisz nam obiad"? Sorry, nie, umówiłam się z koleżanką, ugotujcie coś sobie.
Zrobisz nam pranie? Nie, jestem zmęczona, zrób i wrzuć przy okazji moje. Itp, itd.
Jeśli ten chłopak jest mądry to załapie, I tylko będzie bardziej Cię szanował, jeśli nie, szkoda czasu.
Serio, więcej stanowczości: ode mnie dostaliby komunikat:
- Sluchajcie, ostatnie 3 miesiące gotowałam głównie ja. Jestem tym zmęczona. Oczekuję, że przez następne 3 bedziesz gotował ty, mój chłopaku, a kolejne 3 - twój brat. To jest uczciwy układ.
Nie będą chcieli - zaopatruj się w posiłki ale tylko dla siebie, a oni niech sobie radzą.

Zobacz więcej komentarzy (5)
Dodaj anonimowe wyznanie