#RHs3k
#g1HzZ
#ta1l7
Wychowany zostałem w wierze katolickiej, chodziłem do kościoła od najmłodszych lat, a przestałem zaraz po uroczystym pożegnaniem z kościołem. Od tamtej pory nie uznaję kościoła ani żadnych innych organizacji wyznaniowych za zwierzchników Boga na ziemi, dlaczego? Bo uważam że jedyne co religie przynosiły na ten świat to śmierć strach kłamstwo i wyzysk. Ale nie o tym. Wierzę że jest Bóg w takiej lub innej wersji ale ze jest. Nie wierzę jednak, a może do tej pory, nie wierzyłem we wszelakie klątwy magię oprzyroczenia i tak dalej i tak dalej.
W wieku 20 lat bardzo dobry przyjaciel stał się moim wrogiem, po wielkiej kłótni z rękoczynami gdy już lekko obici wyrzucaliśmy sobie wszystkie żale rzucił na odchodne że mnie przeklina i obym zdechł.
Od tamtej pory nie wydarzyło się nic spektakularnego ale... No właśnie ALE.
Gdy jest coś co może pójść nie tak, mi się przydarzy. Gdy kogoś kontrolują kontrolują mnie. Gdy zatrzymują auto z całego szeregu aut to moje. Ale ktoś powie że to tylko zbieg okoliczności, samo spełniająca się przepowiednia. No i może ma rację... Ale kolejne tego typu wydarzenia zaczęły przekształcać moje życie w pasmo wydarzeń prowadzących mnie do depresji.
Od zwolnień w pracy przez błąd agenta ubezpieczeniowego i kary za brak OC po powódź, zerwany dach ot życiu nie dochodzę...
Wtedy wyjechałem za granicę na moją wymarzoną wycieczkę do Azji, ponad 3 miesiące podróżowania po różnych krajach i regionach. Spotkałem tam... Mojego byłego przyjaciela... Usiedliśmy po pierwszym szoku i zaczęliśmy rozmawiać... Rozmawialiśmy długo a na sam koniec uznaliśmy że mimo iż nie na szans na przyjaźń od nowa to wybaczamy sobie przeszłości i już na odchodne na sma koniec spotkania coś mnie tknęło i mówię, zdejmij ze mnie tą klątwę. Spojrzał na mnie i bez cienia uśmiechu powiedział tylko cofam swoją klątwę.
Poczułem jakby kamień spadł mi z serca.
Od tamtej pory nie gadaliśmy, wróciłem do kraju, znalazłem pracę. Moje życie toczy się dalej ale jakby inaczej... Jest dziwnie spokojnie, bez nagłych przykrych sytuacji i niespodzianek. Może to wspominana wcześniej samospełniająca się przepowiednia czy coś podobnego ale gdzieś w głowie mam przekonanie, że może jednak na tym świecie istnieją rzeczy w których istnienie nigdy nie wierzyłem.
Racjonalne podejście nie zawsze się udaje, a przynajmniej mi. Anonimowe bo już widzę jak szyderczo śmieją się ze mnie Ci którzy mogliby to usłyszeć na żywo.
#zsXvj
w piątek byłam umówiona ze znajomym (coś koło 3 lat piszemy ze sobą) widziałam go pierwszy raz tak normalnie a nie że tylko na zdjęciu na snapie (dodam że jestem trochę nieśmiałą osobą plus mam bardzo niską samoocene ) a więc wszystko było git gadaliśmy no i hmm musiało to nadjeść zaczęliśmy sie całować (dodam że nigdy sie nie całowałam jeszcze więc z nim był pierwszy raz) gadaliśmy całowaliśmy sie i tak na zmiane zrobił mi malinki na 🍒 trzymał ręce to na udach na brzuchu i na ty.... tak patrząc na jego zachowanie na tym spotkaniu wydawało mi sie że chodzi tylko o jedną rzecz ale jak powiedziałam że czegoś nie to nie robił tego i niektóre teksty chyba szukałam w nich drugiego dna żeby tylko wyszło na moje że jest tak jak ja myślałam dodam że ide z nim na 18 ale po tym spotkaniu wydaje mi sie że jak zobaczył jaka jestem z wyglądu to w przyszłym tygodniu napisze mi że to było tylko tak o że było tylko na jeden raz
zastanawia mnie jedno tylko czy on napisze czy ja będę musiała
przechodząc do końca po tym spotkaniu było wszystko git i wgl ale jak wstałam rano to zaczęłam mieć takie dziwne uczucie bo chciałam spróbować tego ale tak z drugiej strony jeśli będzie to tylko na chwile to wyjde na nie wiadomo kogo że tak na pierwszym spotkanie dałam sie tak łatwo
dziwnie się czuje że tak wyszło w głowie mam tysiąc złych myśli i czuje sie jak najgorsza ....
podoba mi sie i chciałabym żeby coś z tego wyszło ale jeśli nie to będę sie obwiniała cały czas że zachowałam tak a nie inaczej czyli jak jakaś łatwa laska
#xI28L
#llJYA
taką poważną - brak kąpania się przez kilka dni z rzędu, nieumiejętność wstania z łóżka, ciągłe zmęczenie itd. - żeby nie było to tak, leczę się!
w październiku tego roku wszystko nagle było super - miałam pełno energii, nagle wszystko mi się udawało zrobić, zaczęłam nawet chodzić na siłownię!, po dwóch latach niechodzenia do szkoły (musiałam przejść na nauczanie domowe, bo było mi tak ciężko podnieść się z łóżka) świetnie radziłam sobie na studiach!
byłam szczęśliwa! w końcu!
moją mamę, co prawda, zaczęło to martwić - "jak to się stało? nagle taka wesoła i radosna... o co chodzi?" pytała. wtedy pierwszy raz ktoś obok użył słowa mania.
w grudniu natomiast miałam już totalny zjazd.
wróciło mi to, co działo się wcześniej.
powiedziałam o tym psychiatrze, a z jej ust padło straszne słowa - choroba afektywna dwubiegunowa.
w tym momencie mam epizod depresyjny przez miesiąc a później zmienia się to w miesiąc cudownego samopoczucia, energii i silnych emocji takich jak gniew i irytacja. oczywiście nie jest to równe co do miesiąca...
i szczerze tego nienawidzę.
zwłaszcza, że nie mogę mieć jeszcze dwubiegunówki zdiagnozowanej - jest za szybko - więc nie mam na to żadnych papierów i nie mam tak naprawdę żadnej realnej pomocy poza lekami, które ciężko jest dopasować, bo kiedy jestem w fazie maniakalnej zapominam brać leki, więc cała farmakoterapia idzie do d*py.
rodzina się martwi, przyjaciele się martwią, ja nie do końca wiem co się ze mną dzieje... czuję się, jakbym oszalała.
ale najgorsze jest to, że jak już się przed kimś otworzę, że prawdopodobnie mam dwubiegunówkę słyszę tylko, że każdy teraz jest bipolar, ma bordera albo depresję. że wymyślam, że wcale tak nie jest.
ale mam z tym realny problem.
przez 3 tygodnie/miesiąc mam ostrą depresję a zaraz potem okres, gdzie funkcjonuję za bardzo - nie śpię po nocach, uczę się całymi dniami, ostro imprezuję, przesadzam z kupowaniem niepotrzebnych rzeczy i cały czas na kogoś krzyczę...
czuję się jak szalona...
#aUU0A
#qH6qV
Nie byliśmy i nie jesteśmy biedni, wręcz przeciwnie, mój ojciec dobrze zarabia. Mam więc markowe ciuchy i drogi telefon, choć z drugiej strony przez te wszystkie lata nie mogłam doprosić się o wymarzone lekcje jazdy konnej, bo podobno "nie stać nas na głupoty". Ale rower musiałam mieć taki za 8 tysięcy, bo inne dzieci mają mi go zazdrościć. A potem tata darł się na mnie, bo przebiła mi się w nim opona. Wiecie co? Bałam się wrócić do domu i o tym powiedzieć, i slusznie. Miałam niezłą awanturę, bo "Czy ty zdajesz sobie k*rwa sprawę, ile ten rower kosztował?!". Miałam osiem lat...
Moimi ocenami przejmują się tylko dlatego, żebym "nie przyniosła im wstydu". Nigdy nie pytali mnie, co chciałabym w życiu robić. Nie, mam iść na medycynę, prawo, ewentualnie architekturę, bo inne kierunki to wiocha. I wcale ich nie obchodzi, że na tych kierunkach sobie nie poradzę - nie jestem mocna z przedmiotów ścisłych, z chemią czy fizyką to już w ogóle ledwo sobie radzę. Jak zebrałam się na odwagę i powiedziałam ojcu, że chciałabym chyba pracować z dziećmi, może w przedszkolu, może jako terapeuta zajęciowy albo psycholog, to usłyszałam, cytuję "Po*ebało cię do reszty, co to za zawód w ogóle! Ile ty tam zarobisz?!". Jakby tylko to się liczyło!
Tak, pieniądze i pozory zawsze były dla moich rodziców priorytetem. Według nich jestem szczęśliwa, bo zarabiają na mnie. A ja ryczę wieczorami, bo czuję się w cholerę samotna. Nigdy, NIGDY nie byliśmy na wspólnej wycieczce, choćby na głupim spacerze po parku. Nawet na zakupy zawsze mama jedzie sama. Wekendy spędzamy w domu, każdy osobno. Oni są zawsze zmęczeni. Tak jest odkąd pamiętam. Nigdy nie czytali ze mną książek. Czasem zabierali mnie na plac zabaw obok naszego domu, ale to tylko gdy byłam mała. Zwłaszcza tata praktycznie nigdy nie spędzał ze mną czasu. Większość moich wspomnień z nim związanych to jego wrzaski na mnie, a według niego jest super ojcem, bo nigdy mi niczego nie brakowało i kupował mi mega drogie zabawki. Tylko co z tego, skoro nie miałam nigdy jego uwagi?
#LgqJU
Mieszkam na wsi niedaleko popularnej atrakcji turystycznej dla dzieci. To co wyprawiają ludzie przyjeżdżający tutaj jest tragedią.
Oczywiście nie wszyscy, ale najbardziej we znaki daje się Warszawa.
Czas żniw. Wiadomo - wolno jadące kombajny, ciągniki z przyczepami, prasy. Raczej standard. Tą samą drogą przez wieś jeżdżą rodziny do wspomnianej atrakcji turystycznej. Ich zachowanie jest co najmniej skandaliczne. Trąbienie i wyzywanie ludzi, którzy nieraz od 4.00 rano żniwują. Tak, wyzywają rolnika, bo ma czelność wykonywać swoją pracę. Brak zachowanej odległości, ogromna prędkość. Kto jedzie przez wieś 100km, gdzie jakieś zwierzę gospodarskie może wyskoczyć? I oni jadą razem z dziećmi.
Czasami myślę, że dla takich ludzi chleb powinien być bardzo drogi.