#qWsYh
Wielu ludzi najzwyczajniej w świecie nie stać na cotygodniowe wizyty. Ale to przecież pacjent ma się dostosować, prawda? Nie masz kasy? Przykro mi, radź sobie sam. Zamiast szukać rozwiązania dostosowanego do potrzeb i możliwości pacjenta, część „specjalistów” wybiera krótką piłkę: „Co tydzień albo spadaj”.
Bo przecież „częstszy kontakt to lepsze efekty”, a kasa będzie płynąć szerokim strumieniem. A pacjent? Nieważne, niech kredyt weźmie, żeby zapłacić za te mityczne sesje „w jedynej słusznej częstotliwości”.
Mam wrażenie, że w tym całym szlachetnym „pomaganiu” coraz częściej chodzi o jedno: o pieniądze. Diagnozują szybko, terminy są zapchane, a gdy pytasz o spotkania co dwa tygodnie, to słyszysz, że to bez sensu. No jasne, bo po co pomagać mniej intensywnie, skoro można zapakować pacjenta w kosztowny cykl cotygodniowych wizyt?
Może znalazłby się ktoś, kto wytłumaczy, dlaczego niektórzy tak uparcie ignorują realne życie i problemy finansowe? Bo zaczynam podejrzewać, że właśnie to „terapeutyzowanie” co tydzień może być bardziej „kasoterapią” niż faktyczną terapią.
Postawmy sprawę jasno: problemem jest brak pieniędzy, a nie terapeuci. Niestety, ale terapia jest dla zamożnych i jest to znany od dawna problem. Koszty utrzymania jednoosobowego biznesu w Polsce są horrendalne.
Jak ktoś Ci już napisał - jeśli Twój problem wymaga spotkań co tydzień, to żaden dobry terapeuta nie zgodzi się na rzadsze spotkania. To zbyt duże ryzyko. Znam osoby, które miały sesje raz w miesiącu, ale to były osoby, które potrzebowały porozmawiać o codziennych problemach, nie leczyły żadnych traum czy zaburzeń.
Bez przesady. Nic im nie będzie jezeli wezma troche mniej za godzine zamiast 300zl. Jedna tesla mniej i tyle.
Moja brała 150/godz.
Mnie się wydaję że to kwestia logistyki i planowania kalendarza. Ile mogą przyjąć nowych pacjentów, ale muszą zabukować terminów na stałych pacjentów. Gdyby każdy sobie ustalał inną częstotliwość to byłoby ciężej zaplanować tydzień pracy. Ale to tylko moje przypuszczenia. Całkowicie zgadzam się z tym, że powinno to być dostosowane do możliwości pacjenta i lepiej nawet raz na kwartał niż wogóle.
A ja powiem tak. Nie znam Cię, nie wiem co ci dolega i dlaczego ale uważam tak jak niektórzy tutaj, że jeżeli terapeuta mówi, że potrzebujesz sesji co tydzień to widocznie na początku tak musi być. A teraz Ci coś podpowiem. Na pewno w twoim mieście jest ośrodek pomocy społecznej albo jak to się tam teraz nazywa. Oni bardzo często mają różne projekty. Możesz tam pójść i zapytać czy nie dałoby się terapii zorganizować za darmo. Przeważnie tych darmowych nie robi się co tydzień tylko co dwa. Więc masz raz w tygodniu płatną i raz bezpłatną, ale chodzisz co tydzień. Lub jeśli uważasz, że co dwa tygodnie Ci wystarczy, to chodzisz tylko na tą jedną. Sprawdź to. Pozdrawiam
Właśnie z tego powodu zrezygnowałam z psychoterapii. Głupio mi bulić kasę rodziców na cotygodniowe spotkania z terapeutką. Poza tym test MMPI wyszedł niediagnostyczny. Mogę i potrafię sama pracować nad swoimi wadami (agresja budzona przez mocno nadopiekuńczych rodziców).
Wierzę, że sobie z tym sama poradzisz.
Dzięki.
Ile ty masz lat?
Ile ty masz lat?
Miałam Ci nie odpisywać, ale ponieważ pytanie jest neutralne, odpowiem. W tym roku kończę 25. Łatwo zgadnąć mój wiek, wystarczy popatrzeć sobie na dwie ostatnie cyfry bieżącego roku.
Masz 25 lat i denerwują Cię nadopiekuńczy rodzice? Dobrze rozumiem?
Tak, za mocno ułatwiają mi życie i ograniczają wolność, przez co czuję się jak dziecko.
25 lat, bez pracy, mieszkasz na ich garnuszku, in and out z psychiatryka, masz napady agresji. Jezeli przeszkadzaja ci ich reguly zwyczajnie sie wyprowadz. Zachowujesz sie jak dziecko throwing tantrum gdy cos tylko jest nie po twojej mysli, grozisz obcym, ze sie zabijesz jezeli cos napisza co ci sie nie podoba. Rodzice traktuja cię adekwatnie do wieku mentalnego
Nie wiem w sumie czemu tam trafiłam, bo dosłownie zrobiło mi się lepiej zaraz po tym jak trafiłam na oddział. Ale są plusy - odwiodłam od samobójstwa pewną dziewczynę, pomagałam schizofrenikom, pokrzepiałam inne osoby swoim poczuciem humoru. Wszystkim było smutno, gdy musiałam się stamtąd zawijać. Mam nadzieję, że jakoś sobie tam radzą beze mnie.
dewitalizacja, widocznie trafiłaś tam nie bez powodu.
Ladybird, twoje komentarze są naprawdę wstrętne. Niedobrze mi jak je czytam. Niby jak dewitalizacja miałaby nie być na garnuszku rodziców, skoro narzeka, że ograniczają jej wolność? Zakładam że agresja to w jej przypadku jakieś sprzeciwianie się ich dziwnym pomysłom.
Leczenie w szpitalu - też źle, chyba najlepiej by było według ciebie, żeby wypiła truciznę i stąd na dobre zniknęła. Chyba ktoś tu zazdrości komuś atencji, jaką dewitalizacja wzbudza u osób ze strony. Bo jedyne co ty sama wzbudzasz to odrazę. A przynajmniej w moim przypadku :)
Zaciekawiło mnie to co piszesz, bo właśnie ostatnio widzę trend odwrotny: na siłę robienie co dwa tygodnie, nawet jesli człowiek chce (lub obiektywnie powinien) mieć częściej.
Odpowiadając na Twoje pytanie: kwestia finansowa wydaje sie oczywista. Jeśli chodzisz w kazdy pierwszy i trzeci wtorek na 11:30, to terapeuta ma okienko w kazdy drugi i czwarty wtorek o 11:30.
Albo znajdzie kogoś w tą konkretną dziurę, albo traci dwie godziny miesięcznie.
Nie znam za bardzo tematu, ale może naprawdę spotkania co dwa tygodnie nie mają sensu? Przecież jakby psychologowi chodziło o kasę, to by cię wcisnął co dwa tygodnie i miałby gdzieś, czy ci to pomoże. A tak zależy mu na leczeniu i też własnej opinii.
To trochę tak jak np. z fizjoterapią. Jeśli ktoś będzie chodził za rzadko to efektów nie będzie żadnych, więc mija się to po prostu z celem.
No tak ale co jest mniej terapeutyczne, spotkania co dwa tygodnie, czy brak spotkań. No bo lepiej być chociaż co dwa tygodnie w terapii, niż w ogóle... Czy się mylę?
@Suici
1. Zgadzam się, że chodzi o kasę. Myślę, że także o ego i pozycję społeczną terapeuty.
2. Równie dobrze możesz chcieć nabyć dowolną inną usługę za połowę ceny i połowę jakości. Jeśli fryzjer, lekarz, mechanik lub ekipa budowlana mieliby dla Ciebie coś zrobić za pół ceny w połowie przewidzianego na to czasu i z połową przewidzianych materiałów, to... Ani Ty byś nie był zadowolony, ani oni nie chcieliby się podpisać pod efektami swojej pracy, żeby nie stracić potencjalnych klientów. Podobnie myślą psychoterapeuci.
@Domandatiwa ale to klient wykonuje główną pracę na terapii a nie terapeuta. I to od postawy klienta zależy czy terapia zakończy się sukcesem czy nie, nawet u najlepszego terapeuty pod słońcem. Bo to klient przerzuca ten swój emocjonalny gnój a nie terapeuta.
Od wielu czynników zależy to, czy praca zakończy się sukcesem. Nie tylko od zaangażowania i pracy klienta.
Jeśli chcesz sam wykonać swoją pracę, możesz iść do biblioteki lub korzystać z internetowych baz wiedzy. Psychoterapeuci Ci tego nie bronią. Oni tylko nie chcą wziąć odpowiedzialności za efekty mało intensywnej terapii.
Mylisz się. Spotkania co dwa tygodnie nie dadzą praktycznie nic. A potem będziesz opowiadać na około, że terapie nic nie dają i tylko zmarnowałeś pieniądze. Skoro wielu specjalistów mówi ci, że coś nie działa to zrozum, że to NIE DZIAŁA. Szczególnie na początku leczenia. A terapeuta biorąc cię na terapię bierze za twoje leczenie odpowiedzialność. Nie chce angażować się w coś co nie ma szans powodzenia. Chociażby dlatego, że w tym czasie może naprawdę komuś pomóc
Terapeuci wręcz chronią cię od wydawania pieniędzy na coś co i tak ci nie pomoże, a ty jeszcze krzyczysz, że to naciągacze.
@Dantavo nie znam tematu ale kategorycznie będę twierdzić, że sesje co 2 tygodnie nie będą dawać nic.
Do autora: są terapeuci, którzy oferują sesje co 2 tygodnie jeśli klient nie ma innej możliwości, bo rozumieją że lepiej tak niż w ogóle nie pracować. Nie poddawaj się w szukaniu kogoś dla siebie.
@Dantavo nie znasz tematu ale kategorycznie będziesz twierdzić, że sesje co 2 tygodnie nie będą dawać nic.
Do autora: są terapeuci, którzy oferują sesje co 2 tygodnie jeśli klient nie ma innej możliwości, bo rozumieją że lepiej tak niż w ogóle nie pracować. Nie poddawaj się w szukaniu kogoś dla siebie.
@Dantavo Chodziłam na terapię raz w miesiącu, no na studiach nie było mnie stać na częstsze wizyty. I wiesz co? Pomogło! Szok, nie? Miałam super terapeutkę i poprowadziła mnie genialnie, nie potrzebowała do tego cotygodniowych wizyt
Od momentu napisania komentarza obgadalem temat ze znajomym psychologiem. Powiedział jedno, skoro wielu specjalistów mówi, że potrzebna co dwa tygodnie to znaczy, że tak potrzeba. Wstępne rozpoznanie często wystarczy, by stwierdzić jak częste wizyty są potrzebne.
Przy niektórych pacjentach wystarczy raz na miesiąc, u innych raz na dwa wygodnie to zdecydowanie za mało. Trzeba zaufać specjalistom.
@Sagani zależy od tego z czym się przychodzi. Uważasz, że autor jest mądrzejszy od specjalistów?
@coztegoze2 no właśnie problem w tym, że nie ja tak twierdzę, a psychologowie o których wspomina autor. Jednak wierzę bardziej w tej kwestii specjalistom, niż tobie, autorowi, innym użytkownikom tej strony, czy nawet sobie.
Chcesz wmówić, że kilku psychologów się zmówiło na autora i celowo, by go zniszczyć finansowo wmawiają mu, że musi być wizyta co dwa tygodnie? Ciekawa teoria.
Większość terapii to "kasoterapia" a nie faktyczna terapia. Psychoterapia to dobry biznes, bo jest popularna, a psychoterapeutą w Polsce może zostać KAŻDY (sami sobie sprawdźcie przepisy - nie ma ŻADNYCH formalnych wymagań do wykonywania takiej działalności). Faktycznie kompetentnych terapeutów jest tyle co kot napłakał. Ogromna liczba z nich to ludzie, którzy mają takie problemy z własną osobowością, że nigdy nie powinni byli zostać terapeutami, ale kto im zabroni?
Poczytajcie sobie książkę Tomasza Witkowskiego (doktor psychologii, od lat walczący z fałszerstwami w psychologii) "Psychoterapia bez makijażu" - zobaczycie trochę jak ten biznes wygląda "od kuchni". Zresztą znam osobiście kilku terapeutów (nie jako pacjent) i niestety potwierdzają oni obraz przedstawiony w tej książce.
Leczę się na NFZ i mam terapię raz na 2 tyg. Według przychodni (i mojego lekarza) to jest za mało na wystarczającą terapię dla 99% osób i powinna być minimum raz w tyg, a rzadziej niż 2 razy w miesiącu po prostu nie ma sensu. Bez terapii raz w tyg dla większości osób nic się nie zmieni. Szczególnie jeżeli na przykład potrzebujesz terapii behawioralno-poznawczej. nie wypracujesz z takimi przerwami odpowiednich modeli zachowań. Więc może to dobrze, że terapeuta nie chce ci robić rzadszych terapii, żeby pieniądze nie poszły w błoto.
Wiele zależy od terapeuty i tego z czym i jak pracuje. Oni mają wiedzę czy co dwa tygodnie będzie ok, czy na problem nie pomoże ci dwa tygodnie spotkanie i będzie to marnowanie kasy. Moja terapeutka kiedyś wprost zaproponowała spotkania co dwa tygodnie zamiast tydzień.
Teraz do innej chodzę i też reż ba dwa tygodnie.
Jak z siłownią - dobrze jak pójdziesz chociaż raz na tydzień, ale schudnąć od tego nie schudniesz i trener wprost może nie chcieć ciągnąć za to kasy.
Ps. Zawsze możesz iść na NFZ, jak kasy nie masz.