#4QIVk

Z pracy do mojego miejsca zamieszkania mam jakieś 20 minut jazdy autobusem, które zresztą nie kursują zbyt często, gdyż – ładnie mówiąc – mieszkam na zadupiu. Średnio trzeba czekać godzinę lub półtorej na pojawienie się starego rzęcha, dlatego zazwyczaj mam dużo czasu. Dużo czasu na stanie pod cukiernią, przy której jest przystanek, i gapienie się na gablotę z tortami i ciastami, czym sam siebie torturuję.

Pod ową cukiernią często przesiadują Rumuni/Cyganie/Romowie/kij-wie-kto i żebrzą o pieniądze. Nie jest to jakiś ewenement, często się ich tutaj spotyka, są właściwie wszędzie. Najczęściej są to dorosłe kobiety z dziwnie grzecznymi dziećmi i ZAWSZE śpiącymi bobasami (kiedyś czytałem artykuł na temat tego, że niemowlaki są faszerowane lekami i narkotykami, żeby zasypiały, ale to już swoją drogą...).

Teraz historia właściwa.

Dzisiejszego dnia wokół przystanku kolejny raz kręcili się ci osobnicy, wykonując swój codzienny rytuał. Dokładniej – była to dziewczynka, w wieku około 10, może 11 lat, która zaczepiała ludzi, a także jej matka; nadzorująca naukę córki. W pewnym momencie dziecko podeszło do kobiety stojącej obok mnie, rozmawiającej przez telefon. Dziewczynka ją zaczepiła kilka razy natrętnie nalegając, ale tamta zbyła ją w dość niemiły sposób, po prostu każąc jej odejść, bo była zajęta. Małej najwyraźniej bardzo odpowiedź się nie spodobała. Nie minęła chwila, a kobieta stała zgięta w pół z bólu od zasadzonego sierpowego w brzuch (najwyraźniej mali Cyganie nadrabiają sterydami), już bez torebki i telefonu.

Przyznam szczerze – nie zareagowałem. Byłem zwyczajnie w szoku. Potem wszystko potoczyło się szybko, mała razem ze swoją matką pędziły ho, ho przed siebie (i tu wam powiem, że grubi ludzie, którzy biegają, wyglądają naprawdę zabawnie), baba w ryk, a gapie, jak to gapie, wpatrują się.

Nie, nie skończyło się to happy endem, nie odnalazłem w sobie nagle bohaterskich cech jak niektóre Anonimy, nie zamieniłem się w Supermana, tak samo jak i żaden ze świadków, a pomocnych Sebków mamy w wiosce niestety deficyt. Po prostu stałem jak wryty. Ot, cała historia.

Jak na razie, mimo braku pięknego zakończenia tej bajki, myślę, że to tylko kwestia czasu. Mieszkam w wiosce, tu każdy zna każdego. Tylko tak się zastanawiam, jakim trzeba być człowiekiem, żeby zmuszać swoje własne dziecko do takiego życia. Do żebrania na ulicy, do kradzieży i przynależności do fight clubu.
Yeou Odpowiedz

To są cyganie, tego nie ogarniesz.

Quakie

Z tego co czytałam o Cyganach/Romach dla nich taki tryb życia to powód do dumy.

Dodaj anonimowe wyznanie