#51iwN
Dorastałam w chorobach, bólu, smutku oraz żałobie. Nie miałam dzieciństwa, czasu na spotkania ze znajomymi. Jedyną odskocznią była szkoła, lecz przez moje wycofanie raczej podpierałam murki i zatapiałam się w książkach. Wyrosłam na osobę cichą i negatywną przez małą ilość światła, jaka mnie otaczała. Moja rodzina jest schorowana. Odkąd pamiętam z rodzicami jeździliśmy opiekować się dziadkiem, ciocią, drugą ciocią, i innymi. Wszyscy byli uzależnieni od nas, a my nie potrafiliśmy patrzeć na kolejną tragedię i stawaliśmy na wysokości zadania. W grę wchodziły nowotwory, schorzenia typu demencja czy parkinson, ale też zwyczajna starość i niedołężność. Nigdy nie mieliśmy swojego życia. Ciągle byliśmy w ruchu i jeździliśmy od jednego domu do drugiego, a poza planami i ustaleniami również bardzo często gdzieś wyruszaliśmy, bo telefon z prośbą o zrobienie czegoś wcale nie był rzadkością. Każdy z nas miał indywidualne zadania – jeden np. kogoś mył, drugi gotował, trzeci sprzątał, itd.
Jako nastolatka buntowałam się. Mówiłam nawet, że wszyscy nas wykorzystują. Znienawidziłam wszystkich. Znienawidziłam wszystko. I dodatkowo znienawidziłam siebie przez m.in. swoją orientację. Nie miałam czasu na swoje zainteresowania czy znajomości i nie potrafiłam zwalczyć tego żalu, tej pretensji. Żyłam w wielkiej, czarnej dziurze. Notorycznie kłóciłam się z rodzicami, bo nie chciałam wypełniać rodzinnych obowiązków, próbowałam uciekać z domu, pewnego razu konflikt był tak mocny, że kontakt z mamą zepsuł mi się na kolejne lata. Lecz potem-potem, kiedy się uspokoiłam, wyrosłam, a później jeszcze zrobiłam prawo jazdy, i gdzieś na nowo zbliżyłam się z rodzicami, nadal jestem uwiązana i nadal pomagam.
Aktualnie jestem po 25 r.ż., moja babcia jest sparaliżowana całkowicie po drugim udarze, dziadek ma poważne problemy z sercem, moi rodzice sami mają coraz więcej problemów zdrowotnych. I jesteśmy na każde zawołanie, w domu jedynie śpiąc, nieraz nie ma czasu nawet na obiad. Moją jedyną odskocznią jest praca, w której jak kiedyś w szkole – podpieram murki i siedzę cicho, robiąc to, co mam zrobić. I jak kiedyś w gimnazjum i szkole średniej, wewnętrznie się buntuję, przyjaźnię z nienawiścią, i siedzę w swojej czarnej, depresyjnej otchłani.
Marzę tylko o jednym – by to wszystko się już skończyło. W jakikolwiek sposób.
Nie powinno być tak, że dziecko od małego jest obarczane problemami innych, zwłaszcza tak strasznymi. Nie chodzi nawet o zajmowanie się kimś, ale o ciągłe słuchanie o tym. Dziecko powinno móc być dzieckiem. Bardzo Ci współczuję. Wygląda na to, że tylko Wy pomagaliście i pomagacie. Wątpię, że nie ma żadnych innych osób w rodzinie. Może dałoby się postarać o opiekunkę z MOPS albo o zatrudnienie na własną rękę kogoś, kto choć trochę mógłby Was odciążyć? Życzę Ci, żebyś kiedyś mogła żyć normalnie, bez ciągłego patrzenia na nieszczęścia i żeby w życiu była radość.
,,jesteśmy na każde zawołanie" bardzo dużo mówi. Rodzina nauczyła się że autorka i jej rodzice zawsze każdym się zajmą. Nie bylbym zaskoczony gdyby chociaż w paru przypadkach ich pomoc nie była aż tak niezbędna
Masz prawo mieć pretensje do rodziców. Poszukaj pomocy i zawalcz o siebie bo się wykończysz w ten sposób
Miałaś rację. Rodzice powinni byli, zamiast zajmowania się kolejnymi ciotkami i pociotami, zatroszczyć się o zapewnienie sobie zabezpieczenia na starość, żeby dzieci nie musiały rezygnować z własnego życia, aby się nimi zajmować. To samo dotyczy wszystkich tych ciotek . Zamiast tego zniszczyli swoim dzieciom dzieciństwo i wpoili im wieczne poczucie winy i odpowiedzialności za innych, dorosłych ludzi. Nikt w tej rodzinie nie ma żadnego majątku, domu który można by sprzedać, żeby opłacić DPS/dom starców?
DPS się opłaca z emerytury/ renty osoby w wysokości 70%, którą się umieszcza. Resztę się dopłaca przez rodzinę i gminę. Rodzina jest zwolniona z opłat przy pewnych kryteriach. Trzeba z MOPS się kontaktować.
Współczuję. Chodzisz na jakąś terapię? Jeśli nie to zacznij i to szybko.
A pomyślałaś, że teraz to Ty jesteś chora? Depresja to choroba. Jak się zastanawiasz to możesz zrobić test Becka by określić poziom depresji. Tą chorobę można leczyć. Można ją wyleczyć więc warto w końcu zaopiekować się też sobą. Może i rodzice będą chcieli tym razem "ratować" Ciebie. Wydaje mi się że któreś z nich może wykazywać objawy "kompleksu zbawiciela", ale szkodzą tym osobom postronnym. To, że oni chcą ratować cały świat, nie oznacza, że Ty też musisz to robić. Masz swoje życie i tylko Ty jesteś za nie odpowiedzialna.
Po co przyjaźnić się z nienawiścią? Dość już przeszłaś w życiu, czas wyjść z tej otchłani.