#LLfD5

Nienawidzę swojej pracy, jestem wypalona zawodowo, mam depresje i odwróciłam się od znajomych, żeby nikt mnie nie pytał co u mnie, jak w pracy. Problem jest w tym, że i tak wkładam w nią całe swoje serce, jestem perfekcjonistką i wymagam tego od innych. Co kończy się bólem głowy i przesypianiem każdej chwili przed i po pracy.


Nie rozumiem jednak jednej rzeczy - dlaczego pracodawcy bardziej cenią sobie pracowników, którzy ściemniają w obowiązkach i rozmowach? Którzy nie zrobią nic więcej, niż się od nich wymaga ? Czy wy naprawdę jesteście tacy zaślepieni i nie potraficie przejrzeć osób, z którymi pracujecie?

#39LKI

Jakie jest wasze najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa? Pytam, ponieważ jestem ciekaw, czy ktokolwiek ma sytuację podobną do mojej.

Moje najwcześniejsze wspomnienie pochodzi z dosłownie tygodnia po moich narodzinach. Wiem doskonale, że to fizycznie, biologicznie i chemicznie niemożliwe, jednak jakimś cudem nadal pamiętam jedną rzecz.

Moment, w którym pojawiłem się po raz pierwszy w domu. Pamiętam, że nie rozumiałem zupełnie, co to za nowe miejsce i gdzie podziało się wielkie białe pomieszczenie, w którym żyłem całe swoje dotychczasowe życie. Wszystko wydawało mi się bardzo małe i strasznie brązowe. Pamiętam również, że bardzo raziło mnie słońce, ponieważ promienie odbijały się od drewnianej podłogi - zjawisko, z którym się nie zetknąłem w szpitalu.

Oczywiście jest to bardzo mgliste wspomnienie, nie mam w głowie żadnego konkretnego obrazu, ale z jakiegoś powodu pamiętam uczucia towarzyszące pojawieniu się w domu. Jak to jest możliwe?

#6LFPh

Moja babcia to cwana osoba. Gdy ścinałam włosy z długich "na chłopaka", jako jedyna mnie wspierała. Gdy wróciłam do domu, pierwsze co powiedziała to "Gdzie włosy?". Pokazałam jej 50 cm ściętych włosów. Powiedziała, że łysieje i przydałaby jej się peruka, a te włosy są na nią idealne. Wyrwała mi je z ręki.

Osobiście miałam plan oddać je na fundację, więc odmówiłam podarowania ich babci. Zabrałam z powrotem, zapakowałam i wysłałam. Gdy wróciłam z poczty (bałam się, że babcia może mi je ukraść), zobaczyłam ją rozryczaną, dzwoniącą po całej rodzinie i odpowiadającą niestworzone historie (jak to niby miałam ją pobić). Teraz wszyscy wieszają na mnie psy (ale nikt babci nie zabierze), a ona sama dolega oliwy do ognia, pojawiając się codziennie w szpitalu na badania.

Mówi, że przez stres musiało podnieść jej się ciśnienie i na pewno umrze. Oprócz tego zatruwa mi życie na wszelkie możliwe sposoby. Miesza notatki, wyjmuje spakowane rzeczy z torby, gdy nie patrzę, podbiera pieniądze i jedzenie, bałagani w pokoju. A moja fryzura "jest ohydna, ale chciałam dostać włosy".

#F3Q7b

Zawsze gdy widzę Januszy z wystającym spod T-shirtu bębnem, wyśmiewających się ze skądinąd niebrzydkich, ale pełniejszych kobiet, zalewa mnie krew. Podobnie jak wyśmiewanie lub niezrozumienie osoby szczuplej, która jest w związku z osobą z nadwagą.

Mam wspaniałą dziewczynę, która ma piękny uśmiech, jeszcze piękniejszą duszę, która chciała być ze mną nawet wtedy, jak nic nie miałem, gdy jeździłem do niej autobusem, a nie samochodem, i która waży o 10 kg więcej ode mnie. Ileż to razy słyszałem od znajomych, że stać mnie na lepszą dziewczynę, i tu zachodzi pytanie: czy nadwaga czyni kogoś gorszym? Czym mamy się kierować w życiu, jak nie miłością?

Niestety wychodzi na to, że ludzie szukają sobie partnera tak jak szukają dla siebie dżinsów  – „musi do mnie pasować i muszę się w nich podobać innym” – a chyba nie tędy droga. Kiedyś też wybierałem kobiety względem moich oczu i niestety, znalazłem „swój ideał”. Skończyłem niestety jako młody rozwodnik, z kredytami i długami na koncie. Teraz wiem, czym jest miłość i wiem, co to znaczy być kochanym. I jestem z tego powodu bardzo, bardzo dumny.
Nie chcę „lepszej” dziewczyny, choć wiem, że mógłbym mieć jeszcze niejedną.

#8W0Cw

Miało to miejsce kilka lat temu, jeszcze za czasów pracy w popularnym sklepie z robalem.



Pracowałam na kasie, godziny poranne, co istotne albo może niekoniecznie, miałam krótko obcięte, fioletowawe włosy. Przyszła kolej na ;ana w wieku emerytalnym o niezwykle ciepłym uśmiechu - wiecie, jak się patrzy na takiego dziadzia, to do głowy przychodzi wizja drewnianego domku, wnuczków wokół i ciepłego, rodzinnego ogniska.
Kasuję produkty, przychodzi do rozliczenia, nagle słyszę:
- Ma pani bardzo ładny kolor włosów!
Ja w sumie taka radosna, nieczęsto dostaje się komplementy od randomowych ludzi (a przynajmniej ja), z uśmiechem mu dziękuję i wydaję resztę. Dziadzio odpowiada:
- Chciałbym zobaczyć, czy tam na dole też ma pani taki sam.
Puenty nie ma.

#55gy7

Moja mama ma duże problemy ze słuchem. Odkąd pamiętam, zawsze zdarzało jej się czegoś nie dosłyszeć, ale w ostatnich 3-4 latach problem bardzo się nasilił. Nieraz wynikają z tego zabawne sytuacje, bo potrafi w naprawdę zadziwiający sposób przekręcić czyjeś słowa, ale niestety coraz częściej bywa to irytujące – zwłaszcza dla pozostałych domowników, czyli mnie, mojego taty i siostry. Reszta rodziny czy współpracownicy mamy zdają sobie sprawę z sytuacji i w jej obecności starają się głośniej mówić, ale w przypadku obcych osób zdarzają się niezręczne momenty – kiedy np. mama czegoś nie dosłyszy i zamiast poprosić o powtórzenie, po prostu się uśmiecha i przytakuje, a ktoś czeka na odpowiedź na pytanie, to zapada taka dziwna cisza.

Około rok temu zdecydowała się na zabieg jednego ucha, tego gorzej słyszącego. Lekarz nie obiecywał jakiejś wielkiej poprawy, ale uznała, że warto spróbować i gdyby rzeczywiście było lepiej, po kilku miesiącach miałoby zostać zoperowane drugie ucho. Po zabiegu wyniki badań wskazywały lekką poprawę, ona jednak jej w żadnym stopniu nie odczuła i zrezygnowała z drugiego zabiegu. W tej sytuacji pozostała albo bardziej inwazyjna operacja albo aparaty słuchowe. Do operacji mama na pewno nie da się przekonać (w sumie się nie dziwię, też chyba bym nie dała sobie pokroić uszu), ale o aparatach też nie chce słyszeć. Twierdzi, że jeszcze na to przyjdzie czas, że nie jest jeszcze tak źle, a my chcemy z niej zrobić jakąś kalekę. Na nic się zdają tłumaczenia, że to by jej bardzo poprawiło jakość życia, że przecież obecne aparaty słuchowe są tak zaawansowane technicznie i malutkie, że praktycznie ich nie widać. Dajemy jej przykład wujka, który od kilku lat takie aparaty nosi i jest bardzo zadowolony. Ona zapiera się rękami i nogami.

Tymczasem zdarzają się sytuacje, kiedy idziemy razem na spacer i ona prosi, żebym szła po jej prawej stronie, bo gdy idę po lewej, to nie słyszy, co mówię. Telewizor w salonie na parterze gra nieraz tak głośno, że ja – będąc w pokoju na piętrze, przy zamkniętych drzwiach – mam wrażenie, że stoi on tuż obok mnie. Z kuchni do salonu trzeba czasem naprawdę głośno krzyknąć, żeby usłyszała, a to raptem odległość 3-4 metrów. Ostatnio przyznała, że nie usłyszała, co jej powiedział lekarz, a już nie chciała specjalnie dopytywać. Naprawdę nie jest jeszcze tak źle?

Wiem, że taki aparat to spore koszty itp., ale z drugiej strony rodzice nie zarabiają źle, nie mają żadnych kredytów, wiem, że co miesiąc udaje im się coś zaoszczędzić. O utrzymanie moje i siostry też nie muszą się martwić, bo obie pracujemy, potrafimy zaspokoić swoje potrzeby i dokładamy się do domowego budżetu. Dlaczego więc mama nie miałaby zadbać wreszcie o swoje zdrowie, skoro do tej pory zawsze dbała o kogoś innego? Próbujemy ją przekonać, a ona wciąż jest na nie.

#FZyxX

Miałem 13 lat. Jak każdy dzieciak w tym wieku, uwielbiałem grać w piłkę nożną z kolegami po szkole. Pewnego dnia strzelałem karne z kumplem z klasy. Nagle podeszła do nas dziewczyna, na oko 16-17 lat. Była... OSTRO nawalona. Chwilę nam się przyglądała, a potem powiedziała do mnie: „Ty taki wysoki, silny chłop. Pewnie niejedną zaliczyłeś. Mógłbyś zgwałcić moją koleżankę? Wku*wia mnie. Dam ci 50 zł”.
Stałem oszołomiony. Wtedy Paweł szepnął do mnie: „Wiejemy!”. Uciekliśmy.

Ku*wa, co z tą dziewczyną było nie tak? Czy jej zachowanie było normalne?

#gv5nK

Wszytko zaczęło się jakieś 4 lata temu. Pierwsze piwko z kumplami, pierwszy kieliszek wódki. Było super, piliśmy co weekend. Właściwie nie było nic innego, czym moglibyśmy się zająć. Ja po alkoholu czułem się świetnie wyluzowany, rozgadany. Przez długi okres było to tylko picie w weekendy, a w dodatku nie w każdy. Jakieś dwa lata temu piłem coraz częściej, aż wyczekiwałem momentu, kiedy się napiję. Spotykałem się z kumplami nie dla towarzystwa tylko po to, by się napić. Kiedy nikt nie wychodził z domu piłem sam. Początkowo nie widziałem w tym nic złego do momentu, kiedy przestało mi zależeć na szkole, na moich pasjach. Czułem, że coś jest nie tak, ale brakowało mi odwagi, żeby coś z tym zrobić. Piłem coraz więcej i do tego sam w domu. Moje picie towarzyskie przerodziło się w kilkudniowe ciągi, kiedy nie trzeźwiałem prawie w ogóle.

Kilka miesięcy temu moja mama, która obserwowała całą sytuację, zawiozła mnie do terapeuty uzależnień. Stwierdzono że jestem alkoholikiem. Zacząłem terapię, początkowo wszystko było fajnie. W sumie to wcale nie chciało mi się wierzyć w diagnozę, bo mam tylko 18 lat. Tak mam 18 lat.

Po około trzech tygodniach sytuacja wróciła do dawnego stanu. Znów piłem i to jeszcze więcej. Miesiąc temu zostałem skierowany na terapię stacjonarną do zamkniętego ośrodka. Początkowo było okropnie nie chciałem się pogodzić z tym. Po około tygodniu dotarło do mnie, co zrobiłem ze swoim życiem. O mało nie wyrzucili mnie ze szkoły. Mogłem stracić prawo jazdy. Namieszałem w swoim życiu towarzyskim, bo sytuacja z moimi kolegami nie wygląda już tak różowo jak kiedyś.

Obecnie nie piję, czuję się dobrze, choć łatwo nie jest. Ale piszę to wszystko, aby ostrzec moich rówieśników, którzy zaczynają przygodę z alkoholem. Można być uzależnionym w młodym wieku, a jeżeli widzimy, że coś się dzieje nie dobrego z nami, to nie bójmy się coś z tym zrobić. Ja bardzo długo zwlekałem. Jeżeli widzisz, że pijesz za dużo, że nie masz nad tym kontroli to działaj.

#zVsBa

Jak miałem 7 lat to stwierdziłem - zostanę kucharzem! A jako iż chciałem zacząć od czegoś nie tak banalnego, jak gotowanie wody, to postanowiłem, że będę pomagał mamie robić śniadanie, obiady i kolacje.

Pewien dzień.. mama robi kotlety. Słyszałem jak je tłucze. Biegnę energicznie. Moja mama mówi że boli ją ręka.. to ja będę je tłuc! Biorę od niej ten młotek na kotlety i.. jak je tłukłem to walnąłem się w czoło.

Po tym stwierdziłem, że będę gotował wszystko, ale nie cholerne kotlety!

Minęło 10 lat, ale czoło nie boli już od tego XD
Dodaj anonimowe wyznanie