#GeArQ
Kończyłam pracę o 17, auto u mechanika, więc szybciutko na przystanek, coby się nie spóźnić na busa. Śnieg jak na złość padał tak, że nie było nic widać. Moje nóżki robiły szybkie tup tup, wyobraźnią już byłam w domu, w cieple, pod kocykiem.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Starszy pan, pyta, czy może mi zająć chwile. Niewiele się zastanawiając, powiedziałam, że tak. Wyjął opakowania po lekach, receptę, opowiedział, że był kierowcą ciężarówki, ale przez nieszczęśliwy wypadek już nie może wykonywać zawodu (faktycznie - oko miał w fatalnym stanie) i czy mogłabym go jakoś wesprzeć finansowo. Wychowałam się w rodzinie, w której nigdy nie brakowało pieniędzy, w dodatku sama też pracuję, wiec dzielę się i często przekazuję jakieś sumy na akcje charytatywne itd.
W pierwszym momencie pomyślałam, że apteka jest po drugiej stronie ulicy, więc może pójdę i wykupię leki. Ale jednak czasu szkoda... Więc wzięłam portfel, dałam mu jakieś pieniążki, on popukał nimi po budynku i życzył mi szczęścia.
Myślę sobie - super. Może przyniesie mi faktycznie to szczęście.
Czar prysł, gdy dwa dni później pojechałam z chłopakiem na stację, podszedł do nas ten sam facet, wyciągnął te same opakowania po lekach i powiedział „nie będę mówił, że jestem ciężko chory i potrzebuję na leki. Potrzebuje na wódkę”.
Tak, nadal daję pieniądze na akcje, ale tylko potwierdzone.
To chyba dobrze że nie oszukiwał i nie próbował robić z Was głupków. Kiedyś przy wejściu do Metra kobieta wmawiała ludziom że zgubiła pieniądze na bilet do Białegostoku i jeszcze 10 złotych jej brakuje. I tak przez 3 dni. Mówię więc na cały głos - A przecież tam jest remont torów! Uciekała że mało butów nie zgubiła i więcej jej tu nie widziałem. A remontu żadnego nie było.
Ilość zdrobnień dobija.