#Mzufa
Pewnego dnia bawiłam się ludzikami z Kinder Niespodzianki i zauważyłam, że przy hipopotamku nie ma jakiegoś elementu. Przeszukałam cały pokój – nie ma. No i co teraz? Oczywiście jasne dla mnie było to, że jak nigdzie tego nie ma, to musiałam to ZJEŚĆ. Wmówiłam sobie, że zjadłam ten element... Kilka dni wcześniej u sąsiadów dzieciak się zachłysnął monetą, więc ja na pewno zrobiłam to samo. Mało tego, zaczęło mi się robić duszno, zaczęłam się dusić, poleciałam więc do mamy. Skończyło się tym, że cały dzień spędziłam w szpitalu na badaniach tylko dlatego, że byłam zwyczajnie posrana.
miałem kiedyś coś podobnego, układałem klocki lego, nie mogłem znaleźć jednego, wymyśliłem, że pewnie go połknąłem, zwymiotowałem lol
Nawet gdybyś go jednak połknął, to od połknięcia go się raczej nie umiera ;) Chyba że ewentualnie ktoś by się nim zakrztusił.
Co innego od połknięcia np. baterii. A mój pies jak był mały to wziął i zjadł trzy worki foliowe. Byliśmy już całą rodziną przerażeni i przekonani, że coś mu się stanie, ale nic mu nie było (dzięki Bogu... bo w najgorszym razie mógł nawet nabawić się niedrożności układu pokarmowego i umrzeć).
Mam totalnie na odwrót i prawdę mówiąc uwielbiam to w sobie :D wydaje mi się że jestem niezniszczalna i nie do zarąbania. Nawet jak kiedyś przytrafiły mi się naprawdę poważne objawy, świadczące o poważnej, nieuleczalnej, śmiertelnej chorobie, nawet kiedy lekarze mówili że to prawdopodobnie to, to ja do samego końca w to absolutnie nie wierzyłam, bo poważne choroby to nie dla mnie są :) no i miałam rację. Wierzę, że finalnie nawet jak już przyjdzie mi kopnąć w kalendarz (no bo realnie nie mogę być naprawdę niezniszczalna) to będzie to coś godnego 1000 sposobów na śmierć. Poważne choroby nie są dla mnie.
Też tak myślałam. Nawet będąc dzieckiem chciałam mieć jakąś przewlekłą chorobę, żeby mieć więcej dni wolnych od szkoły i różne ulgi. Potem mi przeszło,sądziłam, że choroby są nie dla mnie i będę cieszyć się całe życie dobrym zdrowiem. Trochę się przeliczyłam. Na chwilę obecną chyba zaczyna mi się sypać kręgosłup. Dosłownie jakaś niekończąca się opowieść z różnymi dolegliwościami...
Teraz też już zaczynam odczuwać że nie mam już nastu lat - rzadko mi się to zdarza, ale jak już piję alkohol to choruje po nim cały kolejny dzień, zakwasy po treningach, a czasem nawet nie treningach ale dłuższych wycieczkach po górach czy rowerowych trwają po 3 dni i stękam przez nie jak stara babcia. Nawet odporność już nie ta i przeziębiam się regularnie a zamiast chorować 1 dzień teraz choruję 2. I najbardziej dokuczliwa... odczuwam już bóle reumatyczne, aczkolwiek prawda jest taka, że odczuwałam je już jako całkiem małe dziecko, taki prezent od genetyki, 8 latka z reumatyzmem. No ale w tym roku zdecydowanie się nasiliło i objęło więcej obszarów, wcześniej bolały mnie tylko nadgarstki, teraz doszły łokcie i kolana. W tej kwestii starość jest do bani i przerażające jest to, że mówię to teraz, po 30... co będzie po 50. Ale miałam raczej na myśli jakieś choroby typu rak czy coś takiego. A dolegliwości związane z wiekiem traktuję jako coś normalnego, no nic nie poradzimy, tak musi być. I tak jak tak patrzę po rówieśnikach, to całkiem nieźle się trzymam, regularnie uprawiany sport i owsiki w dupie generujące aktywny tryb życia robią swoje.
Nie mam reumatyzmu, ale noga źle mi się zrosła w stawie skokowym i mam tam coś podobnego - ograniczony zakres ruchu i pobolewa przy chodzeniu. Także trochę wiem co czujesz. Najbardziej martwię się o kręgosłup, bo jeśli odzywa się w tym wieku, to co będzie potem... Staram się o tym nie myśleć. Zastanawiam się też czy siedząca praca, którą sobie planowałam to na pewno dobry wybór w moim przypadku. Siedzenie 8 godzin dziennie tworzy idealne warunki do rozwoju dyskopatii.
No właśnie w tym rzecz że ja tego tak nie analizuję, chyba bym oszalała gdybym nagle miała rezygnować ze wszystkiego, co na starość może przynieść mi problemy zdrowotne. Sport który obecnie uprawiam też średnio się ma do reumatyzmu, ale nie wyobrażam sobie z niego zrezygnować. Żyjmy tu i teraz, nie ma sensu odbierać sobie radości z dzisiaj na rzecz tego co będzie za rok, bo jutro może nas już nie być. Może siedząca praca dobije Twój kręgosłup, a może i tak nie zdąży, bo załatwi Cię coś innego. Ewentualnie, jeśli już koniecznie chcesz temu jakoś przeciwdziałać, to po prostu wdrożyłabym jakieś ćwiczenia które zrekompensują plecom siedzenie 8h i będą redukować napięcia w obrębie pleców, na każdej możliwej siłowni teraz odbywają się zajęcia pt "zdrowy kręgosłup". Idź kilka razy, podpatrz o co chodzi, a potem można kontynuować już w domu. Nawet 5 minut dziennie zrobi fajną robotę. Oprócz tego na instagramie @kamanienaltowska wrzuca czasem fajne, krótkie zestawy ćwiczeń z różnym przeznaczeniem, te na rozruszanie plecków też.