#PWn1o
Byłam wyjątkowo brzydką i głupią nastolatką. Nie umiałam nawiązać z nikim kontaktu, więc doskwierała mi również samotność, kompleksy i wszystko co najgorsze. Efektem bycia wyrzutkiem była ogromna kochliwość i silna potrzeba bycia dla kogoś. Obcy chłopak spojrzał na mnie albo przepuścił mnie w drzwiach? Rety! Byłam cała w skowronkach! W mig dorabiałam sobie niestworzone historie („Patrzył na mnie przez 3 sekundy! Nikt bez powodu nie patrzyłby na mnie tak długo! Zwrócił na mnie uwagę! Może mu się podobam?”). Tak było wiele razy.
Pewnego dnia klasowy przystojniak poprosił mnie dla żartu o numer telefonu (miał zakład z kolegami). Wmawiałam sobie, że naprawdę mu się spodobałam i myślałam, że odfrunę ze szczęścia. W pośredni sposób cisnął ze mnie bekę, ale ja do końca roku szkolnego wyobrażałam sobie życie z nim aż do grobowej deski.
Kolejny chłopak uczepił się mnie i każdego dnia zagadywał, nazywając mnie przy wszystkich wiejską królewną i ironicznie chwaląc mój złoty warkocz. Chyba nie załapałam jego ironii i byłam dumna ze swego warkocza oraz na tyle zdesperowana, że zakochałam się w nim. Tłumaczyłam sobie, że nazywanie mnie w ten sposób jest komplementem i formą podrywu.
Zakochałam się również w koledze, który uważał, że mam mordę jak buldog.
Gdy pewien chłopak powiedział do mnie, że wyglądam jak róża po burzy, uznawałam to za komplement i myślałam o nim przez najbliższy miesiąc (w końcu po burzy zwykłe kwiaty są w złym stanie, a róże symbolizują piękno!).
Każde zwrócenie na mnie uwagi traktowałam jak wielkie wyróżnienie.
Gdy dorosłam wypiękniałam, ale nadal wyglądam jak zwyczajna dziewczyna, bez szału. Kiedyś poznałam przez internet trzech mężczyzn. Żaden nie chciał się spotkać drugi raz, a ja usilnie pisałam do nich SMS-y o tym, kiedy następne spotkanie. Gdy odmawiali, pisałam SMS-y z wyrzutami „Dlaczego? Coś ze mną nie tak?”, „Przecież dobrze się rozmawiało”, „Przecież mówiłeś, że się spotkamy”.
Na szczęście zmądrzałam i nie rozumiem, jak mogłam być tak głupia. Jak mogłam się tak poniżać i biegać za facetami... Nigdy nie wybaczę sobie tego, jak bardzo byłam zdesperowana i żałosna. Mężowi z pewnością nigdy się tym nie pochwalę...
Potrzeba akceptacji jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Absolutnie nie wiń za to młodej siebie. Bycie "głupim" w młodym wieku jest wręcz obligatoryjne, chociażby przez sam rozwój mózgu czy regulacje hormonów. I tak jak w pełni rozumiem zawstydzenie, tak według mnie nie powinnaś być dla siebie tak surowa. Tamta zagubiona nastolatka pozwoliła Ci lepiej zrozumieć mechanizmy przywiązania, a to ważna nauka. Bardzo się cieszę, że dzisiaj jesteś w lepszej kondycji psychicznej.
Taka skrajna desperacja swoją nazwę... Tylko w męskim odpowiedniku - tzw. "simpowanie" ;)
Ale najważniejsze, że to widzisz i że się zmieniłaś
Nadal nie jest z tobą dobrze skoro boisz się mężowi o swoich problemach powiedzieć.
Skąd myśl, że się boi? Po prostu nie chce się podzielić czymś, co uważa za żenujące, a wiedza ta nie jest mężowi do niczego potrzebna.
Aha, a faceci to mogą a nawet powinni, a to przecież poniżanie...
O, opisalas historię mojej młodości i dzieciństwa, w sumie do lat 28-29. Tylko zamieniłbym płcie.
Szkoda że trafiłaś na swojej drodze na takich wrednych chłopaków, ale nie przejmuj się każdy z nas ma za sobą jakieś historie którymi by się z nikim nie podzielił bo właśnie pokazują jacy czasami jesteśmy żałośni, zdesperowani itp.