#YJjGx

Tej historii nie zna nikt. Ani moja rodzina, ani nawet przyjaciele, z którymi dzieliłam chude lata studenckiej egzystencji.

Na studia wyjechałam daleko od domu, a co! Zawsze lubiłam podróżować! Jako że w domu się nie przelewało, wiedziałam, że będę musiała złapać się jakiegoś zajęcia. Było to już dosyć dawno temu i o pracę nigdzie nie było łatwo, zwłaszcza dla studenta dziennego. Po kilku nietrafionych próbach załapałam się w markecie, blisko mojego akademika. Dogodne godziny, płaca – no cóż, lepsza niż żadna, a do tego nie traciłam czasu ani pieniędzy na dojazdy. Większość współmieszkańców akademika zaopatrywała się u nas. Wraz z przyjaciółmi prowadziliśmy radosne i kreatywne życie na granicy ubóstwa, ale nie zmienia to faktu, że były to bardzo szczęśliwe lata.
W którymś momencie sklep wprowadził książeczki punktowe – za wydanie określonej sumy klienci dostawali punkty, takie naklejki do kolekcjonowania. Po uzbieraniu danej liczby stawały się one środkiem płatniczym. Proste. Kasjerzy byli rozliczani z punktów, tak samo jak z gotówki w kasie. Również proste i oczywiste.
Klienci często nie byli zainteresowani klaserem i naklejkami. Cóż, jak nietrudno się domyślić, niedożywiony student nie przepuszczał takich okazji. Wielokrotnie umawialiśmy się z przyjaciółmi, że przyjdą pod koniec mojej zmiany i zamiast np. pięciu należnych im punktów wydam im nadwyżkę tych nieodebranych przez klientów. Wielokrotnie tak właśnie było i szczęśliwie mogliśmy kupić więcej pasztetu, herbaty, a czasem nawet żółty ser! Kiedy nie miał kto przyjść i odebrać punktów albo np. nieoczekiwanie trafił się klient wydający sporą gotówkę, wtedy, z duszą na ramieniu, przemycałam zdobycz sama. Parokrotnie, bez większych problemów. My nie mogliśmy w czasie pracy mieć „swoich” klaserów, a jeżeli już, to musiały być oznaczone przez ochronę. Kontrolowanie nas było czysto losowe i jak się  przechodziło przez bramki bezpieczeństwa, system wybierał co n-tą osobę, która musiała poddać się kontroli osobistej. Przez prawie 4 lata taka kontrola zdarzyła mi się chyba tylko 3-4 razy. Najczęściej było to rutynowe: „Pokaż plecak”, ewentualnie obmacanie kieszeni.
Niestety, na ochronie od jakiegoś czasu pracowała bardzo niesympatyczna kobieta, która z nikim nie potrafiła się porozumieć i była bardzo gorliwa w swoich obowiązkach. Pamiętam, że tego dnia na prośbę mojego brygadzisty pracowałam podwójną zmianę, aż do zamknięcia sklepu. Schodziłam z hali po 16 godzinach, było nas może z 6 osób obsługi. Zostałam wylosowana. W skarpetce miałam kilka niechcianych punkcików, a na ochronie była wyżej wspomniana pani. Po raz pierwszy i jedyny miałam kontrolę z rozbieraniem się do bielizny... I znalazła zdobycz. Straciłam pracę na kilka miesięcy przed końcem studiów. 
Wstyd mi było i nikomu się nie przyznałam, a znajomym powiedziałam, że brakowało mi czasu na naukę...
GeddyLee Odpowiedz

Kontrola z rozbieraniem do bielizny? To w ogóle legalne?

K19922023

Coś mi się nie wydaje że historia jest prawdziwa bo takie przeszukanie osobiste mogłoby być przeprowadzone jedynie w obecności policji w szczególnych przypadkach

Kukis

Oczywiście że tak. To się nawet nazywa rewizja osobista. Nigdy nie słyszałaś?

Pyrene

"Przeszukania może dokonać osobiście prokurator, policja oraz w wypadkach wskazanych w ustawie – także inny organ, np. Centralne Biuro Antykorupcyjne. Osobę, u której ma nastąpić przeszukanie, należy przed rozpoczęciem czynności zawiadomić o jej celu i wezwać do wydania poszukiwanych przedmiotów."

"Żadna ustawa, ani akt niższego rządu nie przewiduje możliwości przeszukania pracownika przez pracodawcę lub wyznaczoną do tego osobę."

karlitoska

K19922023 może przeszukanie zwyczajnie nie było w takie formie legalne, ale nadgorliwe babsko miało to w nosie, albo było taka ignorantka, że myślała, że stanowisko daje jej możliwość stania ponad prawem

Kukis Odpowiedz

"chude lata studenckiej egzystencji"?
"życie na granicy ubóstwa"?
"mogliśmy kupić więcej pasztetu, herbaty, a czasem nawet żółty ser!"
- Albo na siłę robisz z siebie ofiarę albo pieniądze znikały w zakupach na papierosy lub alkohol. Innej opcji nie widzę.
Pracowałaś na pełen etat, mieszkałaś w akademiku gdzie opłaty są SYMBOLICZNE i studiowałaś na studiach dziennych gdzie nie ma czesnego a ty cieszyłaś się gdy mogłaś sobie kupić więcej pasztetu? WTF? To na co ty kobieto wydawałaś? Po co na siłę robić z siebie salfmade mana? Ogólnie z tą biedą studentów to mocno się przesadza

Szwedacz

Jak pracowała za minimalną krajową to sama jeszcze pamiętam czasy gdy ta minimalna była 800zł z jakąś małą nadwyżką i akademik za 300 zł. Zależy gdzie i zależy co studiowała. No i tak. Studenci wydają na alkohol, koncerty i zabawę. Nie wiem jak teraz, ale jak byłam w wieku studenckim to była norma.

Kukis

@Szwedacz, ale ty wiesz że akademik teraz średnio kosztuje 300 zł? Więc nie trudno policzyć że skoro najniższa krajowa to było 800 zł to opłaty za akademik wynosiły 35 zł.
"Studenci wydają na alkohol, koncerty i zabawę"
- no to chyba wtedy nie można mówić o "chudych latach studenckiej egzystencji" albo płakać że tylko na jakiś lepszy pasztet starczy

Szwedacz

@Kukis nie, akademik niezależnie od minimalnej krajowej przynajmniej w dużym mieście kosztował 300 zł. Za to wynajęcie kawalerki, (gdzie jeszcze nawet nikomu się nie śniły mikrokawalerki), kosztowało ok 1000zł. Z matematyką nie ma to nic wspólnego. Po prostu były takie ceny. A koncerty były i takie za 5 zł i takie po 40. Nie gwiazd ale małych lokalnych kapel grających w jakieś piwnicach. I co do Twojego komentarza, to studenci nigdy nie byli rozsądni. Od tego jest młodość ;)

Kukis

@Szwedacz, ty wiesz jak działa inflacja? Akademik teraz kosztuje 300 zł. Ceny akademików magicznie się nie zatrzymały czyli kiedyś były tańsze. To nie podlega dyskusji.
Zrozum, że ja się odnoszę do stękania autorki o egzystowaniu i życiu w biedzie. Słowo "egzystencja" oznacza życie poniżej poziomu.
Skoro mogli sobie pozwolić na koncert nawet za 5 zł i alkohol do tego to nadal nie jest to "egzystencja"

krux7735

@Kukis
Pełen etat i studia dzienne, zastanów się co piszesz, gdzie tam jest napisane o pełnym etacie.. ty jednak faktycznie jak Dragomir twierdzi jesteś głupi

Szwedacz

W sumie, aż sprawdziłam i faktycznie. Teraz ceny w tym akademiku wahają się od 540 do 780.

Kukis

@krux7735, gdzie jest napisane?
"Schodziłam z hali po 16 godzinach" - jest to opis wyjątkowej pracy na podwójną zmianę. Wystarczy podzielić przez dwa i masz 8 godzin czyli pełen etat. Teraz przeproś piesku i przyznaj że jesteś debilem ;)

@Szwedacz, to zależy od miasta

Ambiwalentnie136 Odpowiedz

Raz mówisz o jakiś klaserach a innym o naklejkach. Ciekawi mnie w jakiej sieciowe można było mieć zniżki za naklejki. Ta rewizja osobista też jakąś naciągana

krux7735

w Lewiatanie do tej pory się zbiera.. a same naklejki - zaskoczę Cię - również można trzymać w książeczce potocznie zwanej klaserem

Kukis Odpowiedz

Swoją drogą mi by było strasznie wstyd gdyby moje dziecko musiało pracować na studiach no nie byłbym w stanie go wspierać finansowo

3210

Swoją drogą jest to bardzo dobra lekcja samodzielności. Masę osób dorabia na studiach żeby mieć na własne potrzeby. Co w tym złego?

krux7735

ma szczęście może się nie rozmnożysz więc i problem będziesz miał z głowy

Kukis

@3210, złe jest to że wykłady trwają często tyle co cały etat. No to gdzie tu jeszcze czas na dorabianie?

Kukis

@krux7735, musisz być strasznie smutnym człowiekiem skoro bez kontekstu obrażasz użytkowników których nawet nie znasz i z którymi nie pisałeś xD ja nie jestem jedyny. Ale dla twojej informacji mam piękną dziewczynę i regularnie uprawiamy seks więc chyba jednak się rozmnożę

Dodaj anonimowe wyznanie