#i9jXd
I w zasadzie tu się zaczęło. Wrzask, że do niczego się nie nadaję, do mojego liceum też (ostatnią klasę skończyłam ze średnią 4.5, nigdy jakimś orłem nie byłam, pochwał u nauczycieli też nie zbierałam, robiłam swoje i tyle), że powinnam zabrać z niego papiery i szukać źródła utrzymania... Jakieś groźby odcięcia od pieniędzy, teksty, że jestem niezaradna życiowo, że nie mam pojęcia co chcę robić w życiu, a ich ambicje względem mojej osoby spadają do zera.
Niby słowa są tylko słowami, ale masakrycznie siedzi mi to w głowie. Szczerze, to po kilku takich kłótniach załamałam się, czując się jak ostatnia idiotka. We wrześniu wylądowałam na antydepresantach, bo było nieciekawie (wtedy nagle zrobili się mili i pomocni). Oficjalnie przez stres. Nie mówiłam, co mnie w rzeczywistości dobiło, jedynie wspomniałam coś u lekarza i w zasadzie to tyle.
Ostatecznie nadal mieszkam u rodziny, nadal chodzę do liceum, słuchając wiecznego narzekania z racji bycia pasożytem społecznym.
Nie chcę ich szczególnie obwiniać, ale czasem nie mam siły na ich praktycznie codzienne docinki, odcinam się po prostu, na tyle, na ile mogę. Mam dość.
Wygląda to dokładnie jak historia mojej żony. Ona także miała problem z prawem jazdy, podchodziła do niego 7 razy. Ją także rodzina, szczególnie ojciec ,poniżali. Pojawialy się nie tak znowu zaowaluowane sugestie, że jest po prostu idotką. Na szczęście przetrwała to. Prawo jazdy w końcu zrobiła, dziś jeździ zupełnie nieźle. Moja żona to inteligentna kobieta i nie mam pojęcia, czemu miała z tym taki problem. Widocznie istnieją takie aktywności w życiu, które wymagają zaangażowania akurat wszystkich naszych najsłabszych punktów i jazda autem jest dla Ciebie czymś takim. Moim zdaniem nie możesz się poddać, podejdź jeszcze kilka razy, do skutku. Poddawanie się to gorsza rzecz niż porażka i nie przysporzy ci uznania u rodziców. Próbuj do skutku, brak prawka w XXIw poważnie utrudni ci życie i pogorszy twoje szanse.
Zawoalowane*
😄😄😄
Mi się wydaje, że te problemy ze zdaniem prawka to głównie ogromny brak pewności siebie i stres przed porażką. To uczucie bardzo, ale to bardzo kojarzy mi się z egzaminami z instrumentu w szkole muzycznej. Ludzie (instruktor, nauczyciel, dyrektor) są w Ciebie wpatrzeni, śledzą każdy twój ruch, palce się usztywniają, pocą, i w takim ogromnym spięciu musisz wykonywać skoordynowane ruchy… mi się zdarzyło na scenie zupełnie zapomnieć nut, tak do zera, po prostu przestałam grać.
Jeśli ktoś od dziecka słyszy, że jest gapowaty, niezdarny, głupi, jest w dzieciństwie na każdym kroku oceniany, poniżany, to będzie bardziej od innych odczuwał ten lęk przed porażką. A co gorsza, na kursach jazdy jesteś oceniany od pierwszych zajęć. Często instruktorzy przesadnie reagują na błąd, chcąc zwrócić uwagę ile kosztują błędy podczas prowadzenia samochodu. Ale w efekcie osoba kierująca się tak spina, że boi się zadać pytanie, spróbować manewru, którego nie umie. Zamiast ćwiczyć to czego nie umiemy, unikamy tego, aby nie być ocenionym.
Jest coś takiego, jak inteligencja kinestetyczna.
Ja ostatecznie prawko zdałam, ale nigdy w życiu nie poczułam się za kółkiem swobodnie. Zawsze był to stres i spina. Aż w końcu z mężem nie mieliśmy auta dobre pół roku i od tego czasu nie wsiadłam za kółko.
Od małego nie lubiłam aktywności fizycznej i nikt nie zadbał o mój rozwój w tym kierunku. Lubiłam siedzieć na dupie i bawić się lalkami albo czytać. To ma swoje skutki. Nie ogarniam swojego ciała w przestrzeni, zahaczam o rzeczy, mam problem z oceną odległości i skoordynowaniem wszystkich kończyn na raz, co skutkuje problemami z prowadzeniem auta. Co ciekawa, przekłada się to też na inne rzeczy. Zawsze byłam kreatywna, lubiłam malować i rysować, robić biżuterię, robić zdjęcia, uczyłam się też florystyki. I za cholerę nie umiem stworzyć spójnej kompozycji. Nie umiem dobrze skadrować zdjęcia, nie umiem estetycznie ułożyć kwiatów, nie umiem spójnie rozłożyć elementów na obrazie czy hafcie. No nie, proporcje, odległości, nie wychodzi mi to.
Ale jest światełko w tunelu: wszystko można wyćwiczyć. Koordynację ruchową i ogarnianie przestrzeni również.
@amfiploid, a nie myślisz, że nie interesowały cię fizyczne zabawy, nie brałaś w nich udziału, bo ci po prostu nie wychodziło? Chodzi mi o to, że od początku mogłaś mieć braki w tej sferze. A nie, że braki się pojawiły ze względu na zabawy, które wybierałaś. Dzieci wybierają najczęściej zabawy, w których są dobre. Ja miałam zawsze problem z rozpoznawaniem twarzy, czego nie byłam świadoma, myślałam, że wszyscy mają taką percepcję jak ja. I przez to nie lubiłam większości filmów i seriali, bo nie mogłam się połapać kto kim jest i byłam zwyczajnie zmęczona tym. Może też nie zdajesz sobie sprawy, że odchył od normy u Ciebie jest za duży, i warto zbadać temat. Jest wiele chorób, które mogą utrudniać koordynację, od zwykłego niedoboru witaminy B12, który powoduje neuropatię obwodową, po poważniejsze, jak SM. To co mówisz brzmi już dość poważnie
„ Nie ogarniam swojego ciała w przestrzeni, zahaczam o rzeczy, mam problem z oceną odległości i skoordynowaniem wszystkich kończyn na raz, co skutkuje problemami z prowadzeniem auta.”. Ostatecznie mnóstwo dzieciaków siedzi teraz na dupie, ale samochód jakoś prowadzą.
Ja jeżdżę jak stereotypowa blondynka. Kiedyś pojechałam gdzieś służbowym autem, musiałam zaparkować tyłem. Stanęłam na awaryjnych obok parkingu i darłam się do przechodnia, czy wie, jak wsteczny wrzucić w moim aucie... Masakra, do tej pory mi wstyd i tylko mąż wie o tej sytuacji. I oczywiście przechodzący mężczyzna, który umiał wrzucić wsteczny w aucie, którym ja przyjechałam.
Umiem zdawać egzaminy, więc prawo jazdy zdałam za pierwszym razem.
Jak się nie ma obycia z różnymi modelami i typami aut, to można nie wiedzieć. O niczym to nie świadczy. Jakbyś parkowała kwadrans w pustej stodole to ci innego, a tak to trudno, ja sam jakbym wsiadł np. do elektryka to bym pewnie zbaraniał, a tak to jeździłem osobówkami z manualną, z automatyczną skrzynią - bardzo wygodne swoją drogą, a nawet kiedyś busem.
Dragomir serio? W każdym aucie na drążku do zmiany biegów, lub np. w automacie obok drążka jest schemat zmiany biegów. Poza tym jak można jechać autem jak nie wie się jak wrzucić wsteczny? Skoro to samochód firmowy to dlaczego przed wyjazdem Postać nie zapytała o to kogoś z firmy? Serio nie rozumiem. A tym bardziej jak ktoś jeździ jak typowa blondynka, to niech lepiej nie jeździ, bo stwarza zagrożenie na drodze.
Ja widziałem skrzynie biegów bez oznaczeń, przynajmniej w starszych autach. Może jej wypadło nagle, bo ktoś tam nie mógł kto zwykle to ogarniał...jakby to robiła stałe wcześniej, to by wiedziała przecież. Ale może ona nie jest tak idealna jak Ty.
No tak. Kolejny zagorzały fan Postaci… Nie twierdzę, że jestem idealna, ale po prostu mi się to nie klei. Do przodu jechała (nawet jeżeli nie było oznaczenia) ale do tyłu już nie potrafiła wrzucić biegu? Jedyne co jeszcze mogło być to to, że trzeba było nacisnąć drążek lub podnieść obręcz drążka, żeby wbić wsteczny, no ale no przecież to widać. Poza tym komentarz, że jeździ jak typowa blondynka jakoś ominąłeś.
Dlaczego nie zapytałam : nie pomyślałam, że w samochodzie może zmieniać się bieg inaczej niż w tym, którym jeździłam na kursie albo w samochodzie mojego taty (lub męża, mieli identyczny sposób). Było oznaczenie, ale wyglądało identycznie jak to w samochodzie mojego taty (gdy trzeba przycisnąć drążek zmiany biegów), ale tam trzeba było pociągnąć. I to nie całą dźwignię, co próbowałam robić, ale właśnie taki jakby pierścień. A samochodem służbowym jechałam pierwszy raz, zresztą niedługo po odebraniu prawa jazdy.
Żaden fan niczyj, tylko atakujesz ją jakby jeździła dwoma pasami naraz albo wjeżdżała na krawężniki. Reszta biegów wchodzi zawsze tak samo w naszych osobówkach, wsteczny jest nieraz z przyciśnięciem, nieraz z podniesieniem, nieraz jakby była "szóstka", wszystkimi tyki kałem okazję jeździć. Ale gdybym jechał pierwszy raz i nikt by mi wcześniej nie wyjaśnił, to sam bym się głowił. A ona jeszcze spanikowała bo to było na ulicy i nie umiała wjechać.
A tak swoją drogą, Tydyt, "Kolejny zagorzały fan Postaci… " - kolejny. Czyli jakiś jest? Jesteś moim fanem tutaj? 🙂
Trudno coś osiągnąć, jeśli za małe potknięcie obrywa się ciosy zamiast dostać wsparcie i otuchę.
Jesteś wspaniałą dziewczyną, nigdy inaczej nie myśl o sobie. Choćby wszyscy mówili Ci coś odwrotnego, to nie ma znaczenia. Ludzie ukrzyżowali nawet Boga, który był między nimi.
"nadal chodzę do liceum, słuchając wiecznego narzekania z racji bycia pasożytem społecznym." Bardzo jestem ciekaw co musiałabyś wg swojej "rodzinki" robić, żeby nie być tym niby pasożytem? Jednocześnie uczyć się na samych piątkach, pracować gdzieś i dokładać się z tego do domowego budżetu i ewentualnie jeszcze znaleźć czas i siły na jakiś wolontariat i/lub wyprowadzanie piesków sąsiadom?? Co to za oczekiwania względem 18-latki?? Jeżeli licealistka znajdzie sobie jakąś fuchę na dorabianie to dobrze, jeżeli chce się zaangażować w jakiś wolontariat to też dobrze, ale to przecież jest jej prawo, a nie obowiązek! Najważniejszym teraz obowiązkiem jest nauka, żeby mieć jak najlepszy start do studiów lub do pracy. Nie daj sobie wmówić czegoś innego!
A może "rodzinka" uważa, że powinnaś jak najszybciej zdobyć prawo jazdy i zacząć zarabiać na życie jeżdżąc na taksówce?!
Rodzice mają prawny i moralny obowiązek utrzymywać dziecko. Do tego dostawali przecież jeszcze 800+ do niedawna póki dziewczyna nie skończyła 18 lat. Realnie to można powiedzieć, że autorka dostała kasę na prawo jazdy od nas wszystkich z podatków, które szły na 800+.
Autorko: Twoja rodzina nie powinna Cię tak traktować. Masz dobre dobre oceny, realnie system nauki jazdy jest zepsuty, bo skupia się zazwyczaj tylko na mówieniu o błędach a dziwnym trafem pomija sukcesy, co na wiele osób nie wpływa dobrze.
I pamiętaj, autorki, że egzaminatorzy czychają i chętnie doprowadzają do o błędów w czasie egzaminu, bo przecież kolejny egzamin to kolejne pieniądze.
A rodziny bardzo współczuję.
Autorki pamiętaj, że rodzice mają obowiązek utrzymania cię dopóki nie możesz zrobić tego sama, czyli możesz uczyć się, potem studiować, a potem nawet nie mieć pracy przez kilka lat, a oni muszą na ciebie łożyć alimenty. NIE MA GORNEJ GRANICY PLACENIA ALIMENTÓW!!! O ile to nie jest fundusz alimentacyjny . Więc się nie poddawaj, kończ szkole, zrób prawko - o ile chcesz- kontynuuj naukę! Masz skończone 18 lat więc sama - w razie czego- możesz podać ich do sądu
Prawdopodobnie boli ich, że nie dostają na Ciebie 800+, ale to oni muszą cię utrzymać, a nie społeczeństwo. Walcz o siebie!
A właściwie dlaczego im nie powiesz prawdy? Trzeba usiąść i porozmawiać. Jak nie wiedzą jak to na ciebie wpływa to nawet nie dajesz im szansy się zmienić. Jak to kisisz w sobie to przecież w żaden sposób nie rozwiązuje problemu.