#k3zBC

Wiele słyszy się historii o wdzięcznych psach i kotach, które "dziękują" swym wybawcom za ratunek. Ale czy ktoś z Was słyszał kiedyś o wdzięcznym... motylu?

Gdy miałam jakieś 9 lat, pojechałam z rodzicami nad morze. Budowałam babki z piasku, mama na kocu nieopodal pielęgnowała swą skwarkową opaleniznę, co jakiś czas wmuszając we mnie jagodziankę czy banana.
Wreszcie stwierdziłam, że ile można budować babki i postanowiłam, że pora nieco ochłodzić się w wodzie. Biegłam ile sił w nogach, już, już miałam wbiec do morza, gdy nagle moją uwagę przykuło coś leżącego na piasku. Gwałtownie się zatrzymałam i zaczęłam przyglądać się znalezisku. Był to mokry motyl, z całą pewnością wciśnięty w piach czyjąś stopą - do dziś mam nadzieję, że niechcący. Zrobiło mi się go szkoda, uznałam także, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a morze nigdzie nie ucieknie. Delikatnie wyjęłam motylka z piasku i wróciłam na koc. Gdy jego skrzydła w końcu wyschły, motyl bynajmniej nie odleciał. Spacerował jedynie wzdłuż mojej ręki. Niestety po jakimś czasie, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, wzbił się do lotu i wkrótce zniknął mi z pola widzenia.
Zasmucona utratą nowego przyjaciela, ale także pełna dumy z faktu spełnienia dobrego uczynku pobiegłam popływać.
Gdy wróciłam na koc, motyl wrócił i usiadł koło mnie. Podsunęłam mu dłoń, na którą ochoczo wszedł, w ogóle nie bojąc się nawet moich gwałtownych ruchów. Potem odleciał znowu, tym razem na dobre.

Przysięgam, że ta historia się wydarzyła, chociaż przyznam, że sama pewnie miałabym trudności z uwierzeniem w nią. Mam nadzieję, że mój motyl resztę swych krótkich dni przeżył w spokoju i radości. :')
Ciastozrabarbarem Odpowiedz

Urocza historia 😊

LubieBzy Odpowiedz

Kiedyś jako małe dziecko bawiłam się w przydomowej piaskownicy. Miałam wtedy takie małe foremki-chlebki. Było bardzo gorąco i znalazłam w piasku nieruchomego chrząszcza. Zrobiło mi się go szkoda i nalałam mu do jednej z tych foremek wody. Postawiłam przy nim a ten zaczął pić, ku mojemu zdumieniu. Wypił całą foremkę i dziabnął mnie w palec. Nie wiem jak, ale zrozumiałam, że chce więcej. Więc przygotowałam drugą foremkę, też wypił i po jakimś czasie odleciał. Nigdy więcej takie coś mi się nie powtórzyło.

Megg16 Odpowiedz

Chciałabym uważać motylki za urocze stworzonka. I chrabąszcze, jak ktoś w komentarzu. Niestety jestem typową babą panikarą i wpadam w histerię na widok muszki owocówki, co najmniej jakby mnie smok wawelski gonił. Jak żyć.

dewitalizacja

Ja wpadam w panikę tylko gdy atakuje mnie osa albo szerszeń lata gdzieś w pobliżu. Myślę, że karaczan w mieszkaniu też by mógł podobnie na mnie zadziałać.

Megg16

No ja też wpadam w panikę tylko jak te stwory mnie atakują, nie jestem przecież jakąś szajbuską co panikuje bez powodu, halo...
Tyle tylko że za atak uważam przebywanie w tej samej przestrzeni i w zasięgu mojego wzroku 🤦🏼‍♀️ nie jest lekko być panikarą.

dewitalizacja

W sumie nie wyglądasz na panikarę z komentarzy.

Megg16

Bo na codzień to ja jestem jak suprhero. Gardzę słabościami. Jestem silna i twarda jak żelki z biedronki.

Dopóki mucha nie wleci do pokoju.

dewitalizacja

Też nie przepadam na muchami, ale to raczej przez zarazki jakie przenoszą. Jeśli nie masz alergii, to na owady polecam kota - żaden się nie uchowa. Jak tylko jakaś mucha wleci do mieszkania w lato, zaraz jest na celowniku mojego ragdolla.

Dodaj anonimowe wyznanie