Uwielbiam podróże koleją. Nic mi nie daje tyle radości i odprężenia jak stukot kół o szyny i zmieniający się krajobraz za oknem pociągu.
Jednak jak większość z nas, mam ograniczone możliwości zarówno czasowe, jak i finansowe na ciągłe wojaże. Więc kiedy kasy mało, kupuję sobie chipsy, piwko
i odpalam na kompie YouTube z filmikami Cabview z wybranej trasy kolejowej (dla niezorientowanych, widok z kamery z lokomotywy lub z tyłu pociągu) i jadę w długą :)
Wczoraj przejechałem 7-godzinną trasę z Bergen do Oslo w Norwegii, a w tej chwili „jadę” sobie z Poznania do Świnoujścia.
Tym sposobem spełniam choć niektóre marzenia nie wychodząc z domu, a przy okazji robię to, co kocham :)
Ostatnio przydarzają mi się dziwnie rzeczy.
Gdy wychodziłem w Wigilię na pasterkę, to uderzyłem się drzwiami wejściowymi do kościoła, w Nowy Rok spadł mi na głowę krzyż, który wisiał nad drzwiami, zaciąłem się papierem, gdy trzymałem w ręku Biblię, a ostatnio podczas kolędy, jak przyszedł ksiądz, to dostałem wodą święconą w oko i dostałem jakiejś infekcji.
Albo to bardzo dziwny zbieg okoliczności, albo znaki od Boga, że nadchodzi mój koniec. Boję się.
Parę lat temu poznałam przez seks-kamerkę chłopaka, z którym dość często do niej zasiadałam. Coraz częściej pisaliśmy i rozmawialiśmy. W końcu się zakochałam i on też. Cała ta sytuacja z seks-kamerką mnie przerastała! Jak mu spojrzę w oczy? Myślałam wtedy tylko o tym, żeby urwać kontakt, ale za bardzo mi zależało na nim.
Dopiero po roku znalazłam w sobie odwagę, żeby się z nim spotkać. Pierwsze spotkanie, którego tak bardzo się bałam, było niesamowite. Zobaczyłam wtedy, że naprawdę kocham tego człowieka i że nie miałam powodów do wstydu przed nim. Kolejne spotkania już tylko nas zbliżały.
Tak właśnie poznałam mojego męża i ojca naszego jeszcze nienarodzonego synka :)
Uroki studiów wyższych.
Przychodzi studentka, mocno zestresowana, na ustne kolokwium poprawkowe.
Na większość pytań mało pewnie, ale jednak odpowiada. Chcąc podnieść jej ocenę końcową, zapytuję drugiego doktora rezydującego w pokoju, o co by panią spytał. W tym momencie studentka aż się zatrzęsła.
– Czego się pani tak stresuje? Przecież doktor Iksiński jest taki miły i wyrozumiały...
– ...Doktor Lecter też był miły, wyrozumiały, wręcz nad wyraz sympatyczny – dodał dr Iksiński.
– Tak, wiem, siostra z nim miała zajęcia.
Nigdy w swojej krótkiej karierze nie wytężyłem się tak bardzo, żeby powstrzymać śmiech.
A studentka wyszła z czwórką :)
W pierwszej klasie nowej szkoły wychowawczyni robiła mi problemy o to, że jestem ZA GRZECZNA. Postanowiłam więc otworzyć się na ludzi i przestać być cichą klasową myszką. Na koniec szkoły wychowawczyni powiedziała, że jestem nieznośna i ma mnie dość.
I bądź tu mądry, człowieku!
Przez pewien czas byłam nauczycielką w klasach 1-3. Zauważyłam na korytarzu pewną tęgą dziewczynkę. Dokuczano jej na każdym kroku, ale nauczycielki zawsze odwracały wzrok. Wiktoria chorowała na tarczycę, w szkole spędzała bardzo dużo czasu (miała problemy z dojazdem). Próbowała jeść tam obiad i śniadanie, ale obrzucano ją wtedy wyzwiskami i niejednokrotnie zabierano jedzenie. Starałam się interweniować, ale rzadko miałam sposobność (przerwy spędzałam z dziećmi w klasach). Postanowiłam zawierzyć sprawę pani psycholog. Myślałam, że ona sprawę rozwiąże i przestałam obserwować Wiktorię.
Pewnego dnia, gdy wychodziłam ze szkoły, zobaczyłam ją leżącą na betonie boiska szkolnego. Dowiedziałam się, że zemdlała z głodu, ponieważ psycholog zabrała jej śniadaniówkę i kartę obiadową!!! To nic, że Wiktoria chorowała. Zamiast rozmawiać z prześladowcami, ta baba po prostu zabrała jej jedzenie, nie myśląc wcale o tym, że dziewczyna jest w szkole od 7.00 do 17.00.
Zaczekałam wtedy na rodziców, porozmawiam z nimi i przenieśli Wiktorię do innej szkoły. Okazało się przy okazji, że pani psycholog nie miała większego wykształcenia w kierunku pracy z dziećmi. Martwi mnie, że nadal tam pracuje i prawdopodobnie dręczy niewinne dzieci.
Od urodzenia mam wadę kręgosłupa. W szkole i na ulicy niemal każdy wytykał mnie palcami, śmiał się ze mnie, używał wyzwisk i zastanawiał się, że ktoś taki jak ja pokazuje się innym. Miałam mocną skoliozę i kifozę, dodatkowo moja głowa zawsze była (i jest) pochylona w prawą stronę. Od 2 roku życia bardzo często zostawałam sama na rehabilitacjach w szpitalach, było naprawdę trudno...
Trzy lata temu miałam operację, na którą czekałam niemal całe życie, mam w miarę prosty kręgosłup (wiecie – 18 śrub, 2 pręty itp.), szyja również prawie się wyprostowała; słowem: jest świetnie! Chcielibyście widzieć reakcję osób, które mnie wyśmiewały, gdy po kilku miesiącach wróciłam do klasy maturalnej (przez pierwszy semestr miałam zajęcia indywidualne w domu). Dałam radę nadrobić zaległości, zdałam maturę i dostałam się na wymarzone studia. Jestem na drugim roku i czuję się świetnie.
Nie piszę tego, by się chwalić, ale po to, by inni uwierzyli w siebie, a inni zastanowili się nad swoim zachowaniem w stosunku do chorych/niepełnosprawnych. Choć minęło już sporo czasu i kręgosłup boli nadal... to i tak jestem (w końcu) szczęśliwa.
Mój 10 lat młodszy brat Romek chodzi do tej samej podstawówóki, co kiedyś ja. Byłam pilną uczennicą i nigdy nie sprawiałam kłopotów, choć przez to inne dzieciaki nie bardzo chciały się ze mną zadawać. Często zdarzały się komentarze, że nie mam życia i tylko siedzę w domu i zakuwam do zajęć. Prawda była taka, że po prostu nie imprezowałam ze znajomymi z klasy, bo... nie przepadałam za smakiem alkoholu i zapachem fajek.
Podobnie sprawa ma się z moim bratem, choć on (w przeciwieństwie do mnie) znalazł kilku kumpli, którym nie przeszkadza fakt, że nie próbuje kupić w osiedlowym sklepie papierosów.
Wczoraj Romek przyszedł do mnie wieczorem, żeby „pogadać”. Okazało się, że ma dość nietypowy problem... Otóż nie potrafi wyjaśnić swojej wychowawczyni, że w domu rodzice go nie biją! Jak to się stało?
Dzień wcześniej brat przyniósł ze szkoły pałę. Jedynka jak jedynka – tata pogroził mu palcem, że ma poprawić. Po skończonych lekcjach wyszedł z kolegami na dwór. Akurat pech chciał, że o coś się pożarli, więc doszło do niegroźnej bójki. Jak to faceci, dali sobie w pysk i znów są przyjaciółmi. Mój brat, jako że bić się nie umie, oberwał najmocniej i następnego dnia na WF-ie widać było sporo siniaków na jego ciele. To zaniepokoiło na tyle wychowawczynię, że postanowiła z nim porozmawiać.
Warto dodać, moja mama od jakiegoś roku choruje, a tata bierze nadgodziny w pracy, bo leki nie są takie tanie. Romek zna sytuację i nie bardzo chciał ich martwić taką głupią sprawą, więc ostatecznie to ja dzisiejszego dnia spotkałam się z wychowawczynią.
Okazało się, że kiedy nauczycielka zobaczyła poobijanego Romka i skojarzyła to z plotkami dzieciaków o tym, że rodzice zamykali mnie w domu i kazali się uczyć, szybko dodała dwa do dwóch... i wyszło jej pięć.
Sprawa została oczywiście wyjaśniona. Brat nie wydał kumpli, ale ja prawdę powiedzieć musiałam – jednak tym razem nauczycielka na moją prośbę przymknie na to oko.
PS Serdecznie pozdrawiam panią wychowawczynię! Mam nadzieję, że następnym razem jak panią spotkam, znów napijemy się herbatki, ale już bez tej niezręcznej atmosfery :D
W moim życiu jest dwóch facetów, niech będzie Kain i Abel. Kaina poznałam 4 lata temu, nasza relacja od początku opierała się na zasadzie friends with benefits. Żadne z nas nie szukało stałego związku, za to oboje szukaliśmy bliskości i kogoś, z kim fajnie spędza się czas. I zostaliśmy, dosłownie, przyjaciółmi z dodatkami. Świetnie się dogadywaliśmy, mogliśmy pogadać o wszystkim, mieliśmy identyczne poczucie humoru, lubiliśmy te same filmy, książki, mieliśmy wspólne zainteresowania i Kain szybko stał się moim najlepszym przyjacielem. W łóżku też było super. Ale żadne z nas nie myślało nawet o tym, żeby się związać. Nie potrafiłam się w nim zakochać, był dla mnie przyjacielem i kochankiem, ale nie tęskniłam, gdy go nie było, nie myślałam o nim nocami, nie miałam motylków w brzuchu. Pogadaliśmy szczerze i u niego było dokładnie tak samo. Więc ustaliśmy, że po prostu zostajemy przy tym co jest, skoro tak nam dobrze. Nadal spotykaliśmy się, jeździliśmy na wycieczki, chodziliśmy do barów i ze sobą sypialiśmy.
Rok temu poznałam Abla i z miejsca się zakochałam. To był właśnie człowiek, przy którym serce mi mocniej biło, a nogi zaczynały się trząść. Spotkaliśmy się kilka razy, on zaprosił mnie na randkę i powiedział, że też mnie lubi. Zaczęliśmy się spotykać częściej. Z Kainem poluzowałam wtedy kontakt, powiedziałam mu, że kogoś poznałam, on zrozumiał. Nadal wysyłaliśmy sobie memy, chodziliśmy na piwo i przyjaźniliśmy się, ale przestaliśmy ze sobą sypiać.
Z Ablem jesteśmy parą i bardzo go kocham. Z Kainem się przyjaźnimy i nie wyobrażam sobie tego zakończyć, znamy się od 4 lat, zna wszystkie moje sekrety, był przy mnie, gdy umierała moja mama, trzymał mnie za rękę na pogrzebie, nosił do łazienki, gdy złamałam nogę, a ja mu gotowałam rosół, gdy umierał na katar i ból gardła.
Abel wie o naszej przyjaźni i kompletnie mu to nie przeszkadza, sam bardzo Kaina polubił i zdarza nam się wyjść gdzieś we trójkę, a nawet im zdarza się gdzieś wyjść razem beze mnie. Ale Abel nie wie, że sypialiśmy ze sobą. Nie powiem mu tego, bo wiem, że inaczej zacznie patrzeć na naszą relację. A ja naprawdę nawet nie myślę o tym, by znowu przespać się z Kainem, to dla mnie zamknięty rozdział. Jest mi wspaniale z Ablem, jestem szczęśliwa i zakochana. Po prostu wiem, jak ciężko może być taką sytuację zrozumieć i zaakceptować.
Trochę się boję, że to i tak wyjdzie kiedyś na jaw. Nie chcę stracić żadnego z nich. Głupio się wpakowałam, ale cóż, trzeba to jakoś ciągnąć dalej.
Ostatnio na lekcji religii nasza katechetka zadała nam dość ciekawą pracę domową. Zadaniem było powiedzenie jednej osobie zwykłego zdania – „Dziękuję, że jesteś”.
Kiedy przyszłam do domu, od razu wiedziałam komu to powiem. Mojemu psu.
Moi rodzice wzięli rozwód, kiedy byłam mała. Mieszkam z ojcem alkoholikiem. Nie mam przyjaciół, bo wyglądam biednie, jestem chuda i po prostu brzydka. Ile dni i nocy przepłakałam na łóżku, nie można zliczyć. To zawsze było dla mnie problemem, ale od kiedy mam psiaka, wszystko się zmieniło. Nikt mnie nie rozumie tak jak on. Nie odwraca się ode mnie, nie zwraca uwagi na wygląd, jest wierny. Zawsze kiedy mam zły dzień, kładzie mi swój łapek na kolanach, tuli się. Chodzi za mną, śpi ze mną w łóżku i robi wszystko, żeby ze mną być. Powiedzcie, że zwierzę nie może być przyjacielem.
Koral, dziękuję, że jesteś.
Dodaj anonimowe wyznanie