#KyNFD

Parę miesięcy temu przeżyłam bolesne zerwanie z moim chłopakiem.
Od dawna znałam innego chłopaka, którym byłam zafascynowana. Chodziliśmy razem do klasy gimnazjum, potem do tego samego liceum, ale do różnych klas. Potem on wyjechał na studia, ale teraz wrócił do rodziców. Po zerwaniu zaczęłam coraz częściej o nim myśleć. Śledzę go cały czas na portalach społecznościowych, oglądam jego stare zdjęcia. Jest bardzo w moim typie, przystojny. Znam go, więc wiem, że jest uprzejmy i dobrze wychowany, miły. Ja kompletnie nie pasuję do tego chłopaka. On jest z bardzo bogatej rodziny, a ja jestem z biednej. Jego rodzice są wykształceni, po studiach. Mają piękny i wielki dom, są raczej szczęśliwi, dużo podróżują. On ma młodszą siostrę i brata, którzy również prowadzą piękne życie. Ten chłopak pewnie nie pamięta nawet o moim istnieniu, ale ja wiem o nim zdecydowanie zbyt dużo. Cały czas śledzę to, co udostępnia. On studiuje informatykę, ale wiem, że interesuje się innymi dziedzinami. Przeglądam muzykę, którą udostępnia. Zapisuję wszystkie jego zdjęcia na telefonie. Jest jedna przeszkoda. Wiem, że ten chłopak ma od dwóch lat dziewczynę i jest ona tak idealna jak on. Jest moim przeciwieństwem. Bogata, studiująca dobry kierunek, z bogatego i dobrego domu. Jest bardzo ładna, zawsze dobrze ubrana i szczupła. Wiem, kto to jest, bo kilka razy ją widziałam i mamy wspólnych znajomych. Ta dziewczyna mieszkała z nim na studiach, więc nie jest to byle jaki związek, który potrwa miesiąc. Jest inteligentna, charyzmatyczna i energiczna. Wiem też, że bardzo dobrze się uczy, a jej rodzice są jakimiś bogatymi przedsiębiorcami. W porównaniu do niej jestem nikim. Jestem szarą dziewczyną, która zawsze miała przeciętne oceny. Byłam sumienna, ale niewiele to dawało. Studia? W małym mieście, beznadziejny kierunek, bo tylko na to się dostałam. Jestem z biednego domu. Kiedyś miałam zaburzenia żywienia, a teraz, po terapii, zaczęłam obżerać się i znowu jestem gruba. Jestem brzydka i nie mówię tego po to, żeby się użalać, tylko serio tak jest i nie ubolewam już nad tym.

Co jest w tym anonimowego? Od jakiegoś czasu zaczęłam nienawidzić jego dziewczynę za to, że z nim jest. Przed snem zawsze wyobrażam sobie, że ta dziewczyna ginie w wypadku samochodowym albo ktoś ją zabija, a ja mam drogę wolną do mojego szczęścia i jestem już na zawsze z tym chłopakiem. Wyobrażam sobie, że ktoś ją atakuje nożem i już nie jest taka ładna albo że dostaje choroby psychicznej i ten chłopak rzuca ją dla mnie. Wyobrażam sobie też, że ona przyłapuje swojego chłopaka na zdradzie ze mną i on wtedy wybiera mnie, a ona popełnia samobójstwo. Albo że ona zaczyna nagle tyć, waży 200 kg, jest brzydka i on wybiera mnie.

Wstyd mi. Czuję, że te myśli nie są moje. Ja tak nie myślę. Ale i tak przed snem jest... zawsze to samo.
Brzydzę się własnym zachowaniem.

#h2voo

Mając około 8-9 lat, oglądałem letsplay z gry GTA 4, gdzie pojawił się dialog „Gdzie jest Barbara, która ssie jak odkurzacz?”. W mojej głowie pojawiło się odpowiednie skojarzenie... No i włożyłem w odkurzacz... Było świetnie. To był mój jeden z pierwszych razy, aż powaliło mnie na plecy (siedziałem na łóżku).
Aktualnie żadna dziewczyna mi tego nie robiła, bo wstydziłem się zapytać, a odkurzacz stoi gdzieś w przedpokoju. On mi nie odmówi...
Oczywiście zrobiłem to raz i nie mam zamiaru powtarzać, ale nie żałuję.

#ti8HT

Piszę opowiadania. Wychodzi mi to nie najgorzej. Nigdzie ich nie publikuję, trzymam w specjalnym folderze na kompie z nadzieją, że kiedyś uzbieram wystarczającą ilość pieniędzy, żeby wydać je w tradycyjnej formie. Tyle słowem wstępu.

Kiedy miałem jakieś siedemnaście lat, dostałem tak potężnej weny, że wziąłem się za pisanie. W mojej głowie narodziła się mroczna historia pełna przemocy i okrucieństwa. Punktem kulminacyjnym miał być dokładny opis samobójstwa głównego bohatera, a później procedury pogrzebowe, widziane oczami pozostałych postaci. Na ten temat wiedzę miałem wątłą, więc zrobiłem odpowiedni research.

W domu mieliśmy tylko jeden komputer, z którego, jeśli zaszła taka potrzeba, korzystała cała rodzina. Pewnego dnia moja mama robiła zakupy przez internet, wcześniej upatrzyła sobie coś dla siebie, ale nie utworzyła osobnej zakładki do strony i po prostu zapomniała „gdzie to jest”. Zajrzała do historii przeglądarki.
Nie minął tydzień, a w naszym domu pojawił się stary znajomy rodziny, który był też szkolnym psychologiem. Nie przyszedł na kawę. Prawie godzinę rozmawiał ze mną o moich myślach samobójczych. Z wyjaśnieniami musiałem czekać do końca jego długiego monologu, bo po prostu nie dał mi dojść do słowa. Słyszałem, jak mama płacze w kuchni, a tata chodzi nerwowo po domu.
W końcu udało mi się naprostować sytuację. Tak przynajmniej myślałem, ale psycholog był nieugięty. Powiedział mojej wychowawczyni, żeby traktowała mnie delikatnie i uważała na wszystkie „niepokojące” znaki.

Rodzice uwierzyli w moją wersję, nawet przeczytali moje opowiadanie. Pokazałem je też psychologowi, ale uznał, że ściągnąłem je z sieci, bo „kręcą” mnie te klimaty, a teraz robię sobie alibi. Nie przyjął do wiadomości, że to ja sam napisałem (to nie było genialne opowiadanie, ale najwyraźniej uznał, że uczeń liceum nie jest w stanie napisać niczego, co nie jest rozprawką na polski).

I tak do końca szkoły byłem na oku nauczycieli i psychologa. Cóż mogę rzec, przynajmniej miałem fajny pomysł na nowe opowiadanie, które napisałem kilka lat później, z lepszym warsztatem, i z którego jestem bardzo dumny.

#1mnBX

Kierowana różnymi rodzinnymi historiami postanowiłam, że na weselu zajmę się gośćmi. Mąż, który również miał niezbyt przyjemne doświadczenia z rodziną, natychmiast się zgodził. Liczyliśmy na to, że w trakcie wesela wyluzujemy i ten jeden raz zatańczymy do disco polo, wypijemy trochę wina, pokiwamy głową na kolejne opowieści o cudownych dzieciach i wszyscy będziemy to dobrze wspominać. Ot, miłe, rodzinne spotkanie.
Oczywiście wyszło jak zawsze.

1. Mnie i męża nie interesowały prezenty i wszelkie koperty. Oczywiście było nam miło, ale uznaliśmy, że w tym dniu ważniejsi się goście i zabawa, więc wszystko odkładaliśmy na jeden stolik. Co zrobiły dzieci? Dorwały się do tego, rozszarpały i wytaplały w jedzeniu.
2. Wujkom nagle odbiło i zaczęli robić konkursy „kto więcej wypije”, a potem pijani chodzili po sali i obłapiali kobiety.
3. Dzieci olewały wszelkie zabawy dla nich, kręciły się pod nogami, rozwalały jedzenie, płakały, szarpały. Jedno dorwało alkohol, a jego matka pretensje miała do nas.
4. Żenujące disco polo pozostało żenującym disco polo i nie potrafiłam zatańczyć.
5. Wujkowie się pobili. Skończyło się wyzwaniem karetki.
6. Ktoś rozpuścił plotkę o tym, że ja i mąż wzięliśmy ślub tylko dlatego, że spodziewamy się dziecka, więc od razu starsza część rodziny zaczęła szeptać, jaka to ja nie jestem (nie, nie spodziewamy się dziecka).
7. Gdy o trzeciej w nocy postanowiliśmy skrócić imprezę okazało się, że niektórzy goście nie chcą wyjść z restauracji – ktoś poszarpał kelnera, a ktoś zarzygał połowę sali.

Minęło pół roku. Rodzina dalej nie potrafi zrozumieć, czemu się do nich nie odzywamy i wydzwaniają do nas albo gdy nas spotykają, zaczynają zaczynają mówić, że mój mąż to straszny buc, a ja nie lepsza – i że to my zepsuliśmy im wesele.

#bbk5P

Jednym z życzeń, jakie składa się w sylwestra jest „do siego roku”. Kiedy byłem mały, myślałem, że chodzi o proszek do prania Dosia i zastanawiałem się, czemu ludzie życzą sobie proszku do prania na Nowy Rok.
Wyjaśniło się to pewnego roku, kiedy na Dzień Babci dałem jej proszek do prania owej marki, myśląc, że spełnię tym jej życzenie noworoczne...
Takie tam z cyklu dzieci i ich niewiedza o świecie :)

#264ac

Pojechałam kiedyś na zagraniczną wycieczkę, a konkretniej w góry. Mieliśmy przewodnika, grupę itd. Zapowiadała się całodniowa wyprawa na pewien szczyt. Następnego dnia rano mieliśmy wracać do hotelu, więc nie brałam ze sobą żadnych dodatkowych rzeczy, poza tymi niezbędnymi. Początek trasy wspominam wspaniale. Piękne widoki, fajne towarzystwo, dużo energii. Jednak moim jelitom coś nie pasowało. Być może obfite śniadanie okazało się dla nich zabójcze, więc na złość, gdy tylko minęliśmy wszelkie obiekty zawierające WC, postanowiły zrujnować mi resztę dnia.

Zaczęło się niepozornie, od bólu brzucha. Potem czułam, że zrobiło się już naprawdę słabo i idąc w krzaki „na siku”, zobaczyłam, że moje majtki zdobi mokra, brązowa plama. Aż dziwne, że tego nie poczułam. Na szczęście miałam ze sobą majtki na drugi dzień, więc szybko się przebrałam. To jednak nie wystarczyło, bo mimo licznych przystanków w krzakach wciąż się ze mnie lało, a ja mimo wysiłku nie potrafiłam tego zatrzymać. Co gorsza, miałam ze sobą wszelkie tabletki na najróżniejsze wypadki, ale zapomniałam o tych na biegunkę. Z tego co pytałam, nikt inny też nie miał. Pech.

Zaczęło się robię beznadziejnie, gdy zapasowe majtki się już porządnie ubrudziły, a asekurujące je chusteczki i papier praktycznie się skończyły. Wyrzucając ostatnią zafajdaną chusteczkę ze swoich majtek, dostrzegłam dużą reklamówkę w plecaku. W tej desperacji uznałam, że lepsze to niż obsrane spodnie podczas następnych 4 godzin marszu. Reklamówka była z tych cienkich, elastycznych, a do tego całkiem spora, więc po jej bokach zrobiłam dziury na nogi, a uszy zawiązałam w supeł, aby reklamówka mi nie spadała. Musiałam wyglądać jak najbardziej żałosny człowiek świata, ale zadziałało! Mimo ogromnej niewygody, wszystko co ze mnie wylatywało, zostawało w reklamówce.

Będąc już w schronisku, zawartość reklamówki dosłownie wylałam do sedesu. A potem długi prysznic, bo chyba nie muszę opisywać jak bardzo nieapetycznie wyglądał po czymś takim mój tyłek. Na całe szczęście rano poczułam się dobrze i spokojnie, choć bez bielizny, wróciłam do hotelu. A od tamtej wycieczki absolutnie wszędzie noszę ze sobą kilka awaryjnych majtek. I lek na biegunkę.

#2GPCu

Moja dziewczyna postanowiła sobie, że w tym roku zacznie się badać i poszła pierwszy raz w życiu na USG piersi. Okazało się, że ma zmiany nowotworowe. Na szczęście są one na tyle małe, że lekarz zapewnił ją: „Proszę się nie martwić, poradzimy sobie z tym”.
Nie chcę myśleć co by było, gdyby udała się na badanie za rok lub trzy.
Kobiety, badajcie się. Mężczyźni, dbajcie o swoje połówki i wyślijcie je na badania, nie ma na co czekać!

#6YI0s

Od dzieciństwa uwielbiam jeździć na rowerze. Na każdy wyjazd chciałam go brać, a jeśli nie było takiej możliwości, to wypożyczyć na miejscu. Nie zostałam sportowcem, ale ukierunkowałam to na inny sposób – jeżdżę na rajdy rowerowe. W skrócie wygląda u nas to tak, że rajd trwa łącznie trzy tygodnie, z czego dwa to jazda, pozostały to odpoczynek (co kilka dni dzień przerwy), codziennie średnio po 100-150 km, najwięcej, jak się trafiło, ponad 250 (dojechali wszyscy :)). Ważna jest też kwestia podziału grupy ze względu na płeć. Dwudziestu kilku chłopa, parę dziewczyn, zależnie od roku. Na tym rajdzie, który opiszę, były razem ze mną trzy dziewczyny i ponad 30 chłopaków, w tym kilku 16-latków (dolna granica wieku). I to o jednym z nich będzie wyznanie.

Okres dopadł mnie mniej więcej w połowie rajdu, kiedy zaczęły się solidne góry. Mam niestety tak, że w pierwszym dniu do południa jestem tak słaba, że najchętniej bym leżała na łóżku w kłębku. A tu konkretny dystans i podjazd. Trudno, zaciskam zęby, biorę podwójną dawkę leku, żelazo i jadę. Pierwszy etap w miarę OK, na drugim gorzej, czułam, że dalej nie ujadę. Na postoju podeszłam do „szefa” i przedstawiłam sytuację. Na szczęście był wyrozumiały, powiedział, że nie ma problemu, rower na busa (wozimy nim bagaże, jedzenie i zaplecze kuchenne), ja do niego, robię za pilota, fotografa i DJ-a w jednym. 

Przyjeżdżamy na miejsce, niektórzy się na mnie dziwnie patrzą, ale większość ma bekę taką, jakiej dawno nie widziałam. Co się okazało? Jeden z młodych podsłuchał rozmowę o moim problemie. Podzielił się tą wiedzą z kolegami (wielce inteligentnie), jeden z nich zaś przedstawił pogląd godny ciemnych wieków. Otóż stwierdził, że nie powinnam być z nimi w jednym pomieszczeniu, jeść z tego samego „źródła pokarmu”, myć się w tym samym miejscu... No nieczystość rytualna jak nic. Dyskutowali o tym tak zawzięcie, że siłą rzeczy reszta ich usłyszała. Koleżanka zażartowała, że w takim razie on jest skażony, bo ona też to ma (nie, nie miała, chciała sprawdzić jego reakcję). Odskoczył jak oparzony, a ona go goniła po całym parkingu. Żałowałam, że tego nie widziałam. I tylko się zastanawiam, jak bardzo ograniczonym trzeba być, żeby w XXI wieku mieć takie poglądy?...
Dodaj anonimowe wyznanie