#b4Hbo
Swego czasu spotykałem się z pewną dziewczyną. Duża rodzina, troje rodzeństwa, mieszkali wszyscy z rodzicami i babcią (matką matki). Moi rodzice ją uwielbiali, moja siostra też. Byliśmy ze sobą ponad 2 lata, zaręczyliśmy się, mieliśmy wstępne plany na ślub, ale nigdy nie doszło do zbliżenia, „bo to nie po bożemu”. Pochodziła z bardzo religijnej rodziny (wręcz fanatycznej) – na każdej ścianie w domu wisiały dewocjonalia, sama była organistką w kościele w swojej wsi. Jednak „prawdziwymi chrześcijanami” byli tylko na papierku. Ojciec w domu nie miał nic do powiedzenia, zaszczuty przez jej matkę i swoją teściową. Przychodził z pracy, dostał jeść i wyjazd do roboty przy gospodarstwie (mieli świnie, kury, kaczki). Niemal codziennie chodzili do kościoła, ale za plecami to matka z babką jechali po wszystkich we wsi – plotki, osądzanie, fochy były na porządku dziennym. Ale do kościółka i na tle mieszkańców wsi to idealna rodzina.
Po pewnym czasie dziewczyna zaczęła powielać zachowania z domu – obgadywanie innych, plotki, fochy, obrazić się potrafiła i nie odzywać, mimo że siedziała obok i mówiłem do niej, to zero reakcji, a kościół i ksiądz to priorytet życiowy. Dochodziło nawet do tego, że gotowali księdzu obiad, czy to u siebie, czy na plebanii i zapraszali go raz w tygodniu na niedzielny obiad. Miarka się zaczęła przebierać, gdy po 12 godzinnej harówce w polu przy ziemniakach nie dość, że nie usłyszałem nawet dziękuję, to nad ranem trafiłem do szpitala z migotaniem komór (choruję przewlekle na serce). Nikt mnie nie odwiedził, mimo że siedziałem tam tydzień – nie przyjdę, bo mamy wykopki, nie przyjdę, bo msza rocznicowa, nie przyjdę, bo coś tam.
W pewnym momencie daliśmy sobie miesiąc na naprawę związku, nic to nie dało, więc spróbowałem to ratować kolejnymi trzema miesiącami, gdzie ustaliliśmy co zrobimy, by to naprawić. Nadal nic to nie dało. W pewnym momencie postawiłem już krzyżyk na moim związku i przestałem się starać, tak jak ona, ale zaraz były pretensje i roszczenia, oliwy dolewali moi rodzice i siostra, bo winy szukali we mnie.
Pewnego wieczoru napisałem do koleżanki z pracy, chciałem po prostu z kimś pogadać, popisaliśmy raz, drugi, piąty i w końcu spotkaliśmy się tak o, na spacer/ kawę. Zaczęło mi zależeć na kimś, kogo interesuje moje życie, pasje, problemy. I tak doszło do sytuacji, gdzie zacząłem się spotykać z ową koleżanką, prawie trzy miesiące minęły, zanim rozstałem się z poprzednią dziewczyną. Dzisiaj minęły już trzy lata, jak jesteśmy razem, z czego dwa jesteśmy po ślubie. Z moją rodziną nie utrzymuję kontaktu, pokłóciliśmy się i zostałem wydziedziczony. Nie żałuję. Ani przez moment. Wyniosłem się od rodziców, zmieniłem nazwisko, żyjemy z żoną skromnie w wynajętym mieszkaniu i możemy na siebie liczyć.
Wniosek? Walcz o siebie, zanim będzie za późno i obudzisz się w toksycznym małżeństwie.
Zostałeś wydziedziczony, bo rodzinie się partnerka nie podobała?? Grubo...
#SG1iU
Nie wiem, co robię nie tak. Nie wiem, dlaczego dla nikogo się nie liczę. Po prostu jestem, ale jakby mnie nie było, to myślę, że nikt by bawet nie zauważył. Po pewnym czasie być może, ale wtedy by tylko powiedzieli: no trudno i żyli dalej. Smutno mi. To naprawdę mnie zabolało.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Aby wszystkie Twoje marzenia się spełniły, aby zawsze świeciło słońce w Twoim życiu, abyś jedynie płakała z radości. Abyś była dumna z siebie i swoich osiągnięć bez oglądania się na innych i bez wyrzutów sumienia.
Jesteś dobrym Człowiekiem.
O ile rodzina powinna znac date twoich urodzin, tak zastanawia mnie kwestia znajomych. Skoro nie masz konta na facebooku, to czy masz pewnosc, ze znajomi w ogole wiedza, kiedy masz urodziny? Ja tez nie mam daty na facebooku i wiekszosc moich znajomych nie wie. Raz czy dwa gdzies tam przy jakiejs okazji pewnie wspomnialam, ale nie spodziewam sie, by pamietali. Ja nie mam pamieci do dat i jesli sobie nie zapisze, to nie bede pamietac. A moj telefon dziala tak, ze nawet jesli zapisuje w kalendarzu jakies wydarzenie, to ono zapisuje sie tylko w tym konkretnym roku, wiec w nastepnym roku juz powiadomienia nie mam i po prostu zapominam. Rozumiem tez, ze ludzie nie musza pamietac o moich urodzinach i nie mam nigdy do nikogo o to pretensji. A zazwyczaj jedynymi osobami, ktore skladaja mi zyczenia, sa moi rodzice, partnerka i kumpel, ktory pamieta, bo mam urodziny dzien po nim.
Ja nawet jakis czas temu organizowalam 30, robilam spora impreze, a i tak rok pozniej nikt z tych osob nie pamietal o moich urodzinach. To naprawde nie oznacza, ze te osoby maja cie gdzies. Jesli poza tym macie normalne relacje, spotykacie sie, milo spedzacie czas, to czy naprawde warto rozpaczac nad tym, ze ktos nie ma pamieci do dat?
#LBdk3
Kilka lat pracowałem w hurtowni, hurtownia upadła, więc postanowiłem wyjść do klientów detalicznych, bo co złego może się stać?
Ano może.
Szeroko pojęte buractwo i cwaniactwo.
Podium zajmują klienci i klientki z Ukrainy, większość zdecydowanie nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś nie rozumie ich języka i mówienie głośniej i puszczanie przekleństw co drugi wyraz, nie sprawia, że magicznie nauczę się języka w pół minuty. Ci, którzy umieją polski, nie rozumieją słowa „nie”. Nie można odpakować produktów, nie można zwrócić bielizny, nie można zareklamować bez paragonu i tak dalej. Tu już ogranicza mnie tylko ilość znaków, jakie mogę użyć. Na dokładkę – przepychanie się przez kolejkę, ubliżanie pracownikom, kradzieże.
Drugie miejsce na podium zajmują oczywiście Polacy.
Proszę, dziękuję, przepraszam. Tych trzech słów nie zna 90% klientów. Dzień dobry, do widzenia – tych przy kasie zapomina 99%.
Słowo klucz – klient. JA JESTĘ KLIENT, JA MOGĘ! Mogę wchodzić z psem, mimo że nie wolno, mogę odpakować wszystkie artykuły, mimo że nie wolno. Ja mogę wszystko, bo inaczej więcej tu nie przyjdę (ojej, serio? nikt nie zatęskni). Dziecko zrzuciło produkty z półki? Plebs pracowniczy posprząta. Dziecko zsikało się na podłogę? Wytrę ręcznikiem z półki i go tam odłożę (autentyczne! I jeszcze wielka obraza majestatu, jak pracownik zareagował, bo widział to na kamerach). Zjedzone przekąski podczas zakupów? Opakowanie wrzucę w półkę. Nie zliczę, ile razy usłyszałem na kasie, gdy odmówiłem zwrotu przez brak paragonu, że jestem każdym epitetem polskiej mowy podwórkowej.
A teraz pozytywy – Azjaci. Jest ich u nas w rejonie bardzo dużo, potrafią pięć słów po polsku – proszę, dziękuję, przepraszam, dzień dobry i do widzenia. Podchodzą uśmiechnięci, łamią te dzień dobry, pokazują na Google translator, o co im chodzi i cieszą się, jak im się pomoże i pokaże. Nigdy nie robią burd, nigdy nie są uciążliwi, chamscy...
Już planuję zwolnienie, niestety. Bo gdy widzę, że na parking podjeżdża kolejne auto i wysiada madka Polka z dwoma bąbelkami i mężem patusem, albo zajeżdża bryka typu porsche i wysiada parka z pieskiem, to już wiem, że znowu będę nazywany tak jak pewne panie w domu publicznym.
W życiu nie spodziewałem się, że ludzie potrafią być takimi chamami. Znakomita większość jest negatywna, a te kilka osób, które potrafią faktycznie się normalnie po ludzku zachować są mniejszością.
Pracowałem tu 1,5 roku i odpadłem.
Aspekty najbardziej pozytywne, to 10-, 14-latki, którzy przy zakupie podróbki nerfa upewniają się trzy razy, czy gdyby nie działał, to można z paragonem zwrócić, po czym chowają go do specjalnej przegródki w portfelu w Spidermana czy innego mana. Jest dzień dobry wtedy...
Do widzenia.
#yXtb4
Jak tak dalej pójdzie, to albo do końca życia będę sam (jakoś sobie poradzę, mam swoją pracę, zainteresowania, więc nie jest źle), albo natrafię na:
a) dziewuchę o aparycji Doroty Wellman
b) dziewuchę o mentalności Godlewskich
c) jakąś samotną mamuśkę
d) Ukrainkę czy inną przedstawicielkę rodem z państwa postsowieckiego.
Oczywiście na żadną z tych opcji w życiu się nie zgodzę, nie mówiąc już o opcji a) i b), choćbyśmy byli ostatnimi przedstawicielami ludzkiego gatunku na Ziemi.
Dlaczego o tym piszę? Pewnego dnia natrafiłem na dziewczynę, na którą miałem oko od dłuższego czasu (w moim typie). Chwilę pogadaliśmy, aż do czasu kiedy proponowałem wymianę numerów. I co? Nie, bo jej chłop by się wkurzył i kaniec filma. Do jasnej cholery, czy zawsze musi napatoczyć się jakiś fagas, który zaklepuje takie dziewczyny, które mnie się podobają (a mówię o dziewuchach o przeciętnej urodzie!)?! Raz, drugi – OK, zdarza się. Ale któryś tam raz w ciągu 15 lat?! Dla mnie to jest wkurzające. Inni jakoś potrafią to zrobić, a ja?! Czuję się jak jakiś nieudacznik, jak jakiś gorszy, a ja mam dosyć bycia gorszym! Szlag mnie trafia na tę sytuację.
Mam wrażenie że nie czytam opisu poszukiwań drugiej połówki tylko nie ledwie że opis myśliwego tropiącego zwierzynę, który w dodatku uważa że mu się należy, bo inny samiec już ma to on też musi.
Może problem leży w przedmiotowym podejściu do kobiet? To zaklepywanie itp..
Może problemem jest desperacki lęk przed byciem singlem?
Nie wiem, strzelam bo niby nie ma w tekście wprost odniesień uwłaczających kobietom (poza nieszczęsnym zaklepywanie) to jednego ogólny wydźwięk wyznania nie świadczy moim zdaniem najlepiej. Kobiety zazwyczaj jeszcze skuteczniej wyczuwają takie niuanse i wiedzą czy rózmowca szuka partnerki czy trofeum.
A ogólnie to mam wrażenie, że jest tutaj mnóstwo identycznych wpisów:
- "żadna mnie nie chce", totalne zero efektów
- "pogardliwe spojrzenia"
że podejrzewam, że większość pisze jedna osoba.
Trudno mi uwierzyć w to zero efektów wszędzie (apki, realny świat), bo nawet taki frajer jak ja mógł cieszyć się sporym zainteresowaniem.
Powiedziałbym że wystarczy chcieć poznawać ludzi jako ludzi, a nie cele matrymonialne. Wtedy będą mieli większą szansę zauważyć Cię jako ciekawego człowieka.
#cSlmk
#VuWV6
Ja myślę, że sporo osób wie, czym jest remont toalety i kilka dni wyjęte z życiorysu spokojnego „dwójkowania” w domowych pieleszach. Przeprowadzałam generalkę, wszystko zaplanowane, słuchając historii znajomych, stwierdziłam, że pierwszy pójdzie do remontu kibel (osobne pomieszczenie), ułatwi to sprawę z późniejszymi robotami, a że jestem osobą, która nie miała gdzie się podziać w tym okresie, doszlifowałam plan remontu poszczególnych pomieszczeń z fachowcami. Jestem też osobą, która jak w zegarku robi kupę – pobudka, kawa, kupa, wyjazd do pracy. Prościzna, fachowcy przyjdą na szóstą, ja mam na siódmą do pracy... Pff, wytrzymam, dam radę.
Armagedon przyszedł czwartego dnia. Rano standardzik, nic nie poszło źle, ale zapomniałam o urodzinach koleżanki z wydziału, a ona starym zwyczajem napiekła ciast, narobiła sałatek... A ja jak niedożywione dziecko nawpierniczałam się tego po uszy (dobre było). Asteroida uderzyła o drugiej w nocy, skręt kiszek gorszy niż w reklamie Nospy, zimne poty. Pierwsza myśl – stacja benzynowa, ale nie dam rady, przecież w samych gaciach jestem, ubrać się trzeba, drałować kawał...Więc co robię? Kierunek łazienka, wyjęłam miskę na pranie i strzeliłam petardę w samo centrum. Nigdy bym nie przypuszczała, że moja dupa potrafi emitować tak toksyczne opary. Po wszystkim trzeba sprzątnąć, pewnie się domyślacie, gdzie wszystko powędrowało. Po zakończonym procederze smród był nieziemski, co robię? Wlałam domestos do odpływu i jeszcze dla pewności wylałam pół butelki koncentratu Cocolino, pachniało brzoskwinką. Szlam spać z nadzieją, że rano żaden fachowiec nie skapnie się, co tam zaszło, a zapach pochłonie wentylacja.
Człowiek w akcie desperacji zrobi wszystko...
PS Dla ciekawskich: siusiałam do wanny, jak mnie przypiliło i byłam już sama w domu. Nigdy więcej remontu kibla :)
#7XJQn
To, że jesteś humanem to naprawdę nic złego i o niczym nie świadczy. Jednak myślenie, że Twój chłopak zarobił na 2 mieszkania dorabiając jako nastolatek, a jest to dzisiaj wydatek spokojnie z rzędu kilkaset tysięcy, świadczy o twojej delikatnej naiwności.
#tmO2E
Spotykałam się z facetem 8 miesięcy, ale nie mieszkaliśmy razem. Wróciliśmy ze wspólnych wakacji w czwartek. W sobotę spędziliśmy razem dzień, a wieczorem byłam na urodzinach brata i przegięłam z alko... W niedzielę mieliśmy się spotkać z chłopakiem, ale gdy przyjechał, poprosiłam go, żebyśmy przełożyli nasze spotkanie, bo średnio się czuję. Na odchodne powiedział, że jedzie do koleżanki. Jak powiedział, tak zrobił (tutaj chciałam wspomnieć, że od początku znajomości zapewniał, czego w ogóle nie oczekiwałam, że zerwał wszelkie kontakty ze wszystkimi koleżankami i robił mi afery, jak tylko rozmawiałam z jakimkolwiek kolegą w miejscu publicznym). Wyszło więc na to, że „na już” umówił się z koleżanką, z którą niby nie miał żadnego kontaktu od co najmniej 8 miesięcy. Pojechał do niej na piwko, odezwał się ok. 23.00. Zapewnia, że do niczego nie doszło, miło spędził z nią czas, bo ja odmówiłam. Zupełnie nie potrafi zrozumieć, dlaczego nie chcę się już z nim spotykać...
PS Kaca moralnego z tego alko miałam, więc tutaj opinii już nie potrzebuję. Wnioski wyciągnęłam.
To nie jest normalne by wchodząc w związek zrywać kontakty z wszystkimi znajomymi przeciwnej płci. Czego i on nie uczynił. To nie jest normalne czepiać się dziewczyny, że ma normalnych kolegów.
Moja opinia jest taka: nie umiesz przejrzyście pisać. Jasne i klarowne opisywanie sytuacji leży. Kiedyś się tej sztuki nauczysz to wtedy pogadamy ;) Bo na razie to ciężko coś poradzić jak nie umiesz do końca przedstawić sytuacji w zrozumiały sposób.
#Rg7V5
Dobrze się czujesz? Masz fantazje o dzieciach?
30 lat to nie jest dużo i ma się nadal normalne ciało, jeżeli się o siebie dba. Nikt na ciebie nie spojrzy, bo jesteś dziwna i nienormalna.
Niektóre babcie 60+ mogą wyglądać atrakcyjnie, więc tu chyba nie wiek jest problemem.
"szczególnie gdy słucham doświadczeń swoich znajomych i jak bardzo są oni zadowoleni ze swojego życia erotycznego."
Tiaa, bo akurat ktoś Ci się przyzna, że tak naprawdę od lat dochodzi tylko własnoręcznie.