Minęło 15 lat. A ja dalej, czasem zastanawiam się, czy to mogło się wydarzyć...
To była niesamowita impreza na dziko. Na plaży i przy ognisku. Było dużo alkoholu i pięknych kobiet.
Zawsze miałem zdecydowaną orientację heteroseksualną w kierunku płci pięknej.
Ale tej nocy przyszło mi do głowy, kiedy imprezowaliśmy, że mógłbym z nim zaszaleć bardziej niż z kumplem. Miałem na niego ochotę!
Na szczęście do niczego nie doszło.
Następnego dnia obudziłem się z gigantycznym kacem moralnym, że w ogóle mogłem o tym pomyśleć.
Dzisiaj jestem ojcem dwóch prawie dorastających córek i mężem pięknej kobiety mojego życia. Choć ten pomysł i myśl o nim i tak czasem wraca.
Podobno orientacja to nie 1 lub 0, a skala.
Można być w 90% hetero, ale jakiś kobieta i mężczyzna nas zainteresuje chociażby w stopniu "ciekawe jak smakują jego/jej usta", albo "ale bym ją/go dotykał/a po tym seksownym tyłku ".
Jak wiadomo, po alkoholu robi się różne cuda, np. pisze do byłych/obecnych/niedoszłych.
Ja się oświadczyłam Joce z Kalibra.
No zdarza się.
Tylko że miałam wtedy 36 lat...
Nie potrzebuję w życiu i od życia dużo.
Właściwie to wystarczy mi miejsce, gdzie jest ciepło, nie czuć głodu, być czystym i przyroda blisko. Nie potrzebuję dużego domu, nie potrzebuję wakacji zagranicznych i samochodu, który „wygląda”, nie potrzebuję chodzić na koncerty, do knajpy.
Dbam o siebie i mam tzw. dobrą pozycję społeczną, ale wisi mi to i powiewa. Jest tak, że nieustannie pracuję, bo ożeniłem się i mam trójkę dzieci. Z dzieci jestem dumny i zadowolony, a żona to konsekwencja posiadania dzieci. Nie że coś jest nie tak między nami, ale to ja od 20 lat pracuję, aby wszystkich utrzymać i wyłazi mi to już bokiem. To taki czas, w którym dzieci (nastolatki) jeszcze są ogromnym kosztem i trzeba je ogarniać i ktoś to musi robić, więc żona nie pracuje (czasem coś dorobi).
Zarabiałem dobrze i zarabiam dziś przyzwoicie, a i tak koszty mnie obecnie przytłaczają. Nie potrzebuję tych wszystkich rzeczy, które kupuję, które muszę mieć, które opłacam.
Powtórzę – kocham dzieci i nie żałuję, że je mam, ale czasem zastanawiam się, po co mi to było.
Im jestem starszy, tym robię się bardziej odizolowany od ludzi. Kiedyś tak nie było.
Nie że dziwaczeję, ale dziś staranniej dobieram kontakty i relacje. Ograniczam je do minimum niezbędnych. Sukcesem dla mnie nie jest obecnie dodatkowy zarobek, ale święty spokój.
1. Jeżeli nie potrzebujesz czegoś kupować lub nie potrzebują tego Twoje dzieci to nie kupuj
2. Nastolatki są już samodzielne, żona nie musi siedzieć w domu by je "ogarniać", a jeżeli są bardzo nieporadne, to wystarczą takie godziny pracy by wyprawić dzieciaki do szkoły.
Mamy nowy rok, powinnam cieszyć się z tego powodu, prawda? Otóż po zapewnieniach, że wszystko będzie stabilne, zostawił mnie partner. Na domiar złego okazało się, że jestem w ciąży. Były partner mi nie wierzy, jutro zaczynam pierwszy dzień w pracy, a w maju mam matury.
Bardzo podupadłam na zdrowiu psychicznym w ostatnim czasie i to wydarzenie mnie dobiło.
Jestem zawodem dla rodziny i jedynym problematycznym dzieckiem, jakie miała moja mama :((.
Chciałabym to zakończyć, ale nie mam na tyle odwagi. Boję się samotności i macierzyństwa ://.
Jeśli macierzyństwo Cię przeraża, możesz oddać dziecko. Zdrowego noworodka od razu ktoś adoptuje i stworzy mu normalną rodzinę. Piszesz maturę, to jesteś jeszcze bardzo młoda.
Miałam koleżankę, która urodziła dziecko w technikum. Facet ją zostawił. Spotkałam ją po latach i powiedziała mi wtedy, że to dziecko to najlepsze, co ją w życiu spotkało. Także zastanów się dobrze, czego oczekujesz od życia. Macierzyństwo może być błogosławieństwem jak i przekleństwem - w zależności od możliwości i nastawienia.
Zdarzyła się pewna niefajna sytuacja, ponieważ kupiłam wczoraj na rynku świeczki grube, ale nie za duże (tak żeby do świeczników weszło) w sklepie typu „1001 drobiazgów” bądź „Wszystko za 5 zł”. Z tej racji, że pojechałam do bankomatu wybrać pieniądze i też dlatego, iż ma chodzić w sobotę ksiądz po kolędzie. Zapłaciłam za te świeczki 11.99 zł/szt. No i przyjechałam do mieszkania i powiedziałam partnerowi o tym, że kupiłam te świeczki za tę cenę, a on się wściekł na mnie i nawrzeszczał, że jak można było tyle wydać, dlaczego tego z nim nie konsultowałam przed zakupem, że przepłaciłam za nie, bo w Actionie kosztowały 5 zł za sztukę (ten Action był mi nie po drodze, jechałam samochodem wtedy). Nawyzywał mnie od rozrzutnych ludzi, od debili i matołów. I kazał mi iść następnego dnia do tego sklepu pieszo (mieszkamy na początku miasta, a do rynku jest jakieś 3-4 km), żebym benzyny w swoim samochodzie nie wypalała. Ja powiedziałam mu, że trzeba być oszczędnym, ale bez przesady i żeby nie robił warahoby o świeczki za nie wiadomo ile, bo ludzie mają o wiele poważniejsze problemy i nikt takimi pierdołami się nie zajmuje. On powiedział, że to jest moja wina, że nie umiem kupować z głową. Tłumaczyłam też, że byłam w rynku, więc tam wzięłam, bo do tego Actiona było nie po drodze i jeżeli bym jechała, to bym musiała dodatkowo wypalić benzynę, bo ten sklep jest gdzie indziej i by wyszło to samo cenowo. Chciałam też coś od siebie kupić i to wszystko.
A on jak rozumiem swój budżet planuje skrupulatnie i co do grosza na trzy miesiące naprzód i pól soboty spędza na chodzeniu po tych wszystkich sklepach i to też na piechotę, tak?
Jest kilka rzeczy, które bardzo mnie denerwują u innych ludzi. Czasem doprowadzają do szału, że z trudem powstrzymuję się od skrzywienia albo krzyknięcia. Nie mam odwagi jednak zwracać nikomu uwagi, także dlatego, że rzeczy, które tak mnie wyprowadzają z równowagi, nie są według innych niczym złym.
1. Kiedy ktoś je powoli, mieli to żarcie w gębie godzinami... Najgorzej, jak mówi z pełnymi ustami, trzymając jedzenie w policzkach. Jeszcze kiedy godzinę zajmuje zrobienie komuś zwykłej kanapki, bo tak się grzebie.
2. Kichanie. Mam ochotę przyłożyć komuś, gdy kicha kilka razy z rzędu.
3. Ziewanie. Właśnie w tym momencie tata mojego chłopaka po raz kolejny głośno ziewa. Tak teatralnie. Nie u wszystkich osób, ale u niego i u brata mojego chłopaka doprowadza mnie to do szału. No zaraz mnie strzeli.
4. Księżniczki, które jedzą jak ptaszek i mówią, że żołądek im pęka po zjedzeniu jednej kromki chleba. A na widok kogoś jedzącego drugą kostkę czekolady dziwią się, jak można się tak objadać i że one by tak nie dały rady. Takie delikatne słodkie ptaszyny w za dużych swetrach i puchatych skarpetkach.
4. Oddly specific.
Jakś szczupła koleżanka zaszła ci za skórę?
Następnym razem powiedz jej, żeby zajeła się sobą i dokończ tą czekoladę.
Mam wrażenie, że sporo tych " problemów" wynika z tego, że nie znosisz ludzi którymi się otaczasz i chowasz do nich jakieś dziwne, personalne urazy.
Każdy mieszkaniec mojego miasta kojarzy przystanek tramwajowy Garbary. Otóż pomiędzy pierwszymi Garbarami a drugimi jest jakieś 20 m odległości, a tramwaj zatrzymuje się na obu tych przystankach. Do tej pory nie wiadomo czemu. Chyba tylko dlatego, że żeby przejść z jednego na drugi, trzeba pokonać jedne światła. Lecz każdy wie, że o wiele szybciej jest, jeśli wysiądzie się na pierwszych Garbarach, bo przejście przez światła zajmuje 10 sekund, a czekanie, aż tramwaj przeczeka czerwone i ruszy zajmuje jakieś 3-4 minuty. W trzech słowach – najbardziej upierdliwe miejsce, przez jakie da się podróżować.
Jadę sobie ostatnio przez te nieszczęsne Garbary i na pierwszych wsiada starsza pani, a jakże! w berecie. Godziny poranne, więc miejsc w tramwaju brak, toteż uczepiła się jakiegoś młodego chłopaka i dyszy, sapie nad nim, żeby jej ustąpił miejsca. Chłopak kulturalny, ustąpił. Po trzech minutach tramwaj rusza, cztery sekundy zajmuje mu pokonanie tego jednego przystanku, zatrzymuje się – babcia wysiada.
SERIO?
Wigilia. Godzina... przed północą. Rodzina już dawno wyszła, a ja leżę na kanapie, grając na konsoli, by nie myśleć o kolosie, który mnie czeka na pierwszym zjeździe. Obok śpi mój pies, suka owczarka niemieckiego. Nagle zrywam się zawiedziony kolejną swoją porażką w pewnej grze, mówiąc i wyzywając pod nosem (tak mi się wydawało). W tym momencie Zora, bo tak wabi się sunia, obudziła się i odwracając się do mnie szybkim ruchem, przejechała mi pazurami po gołym udzie. Ja lekki krzyk. I tak łapiąc się za udo, łapię z nią kontakt wzrokowy. Oboje zastygliśmy i jak to pies – uszy po sobie i już prawie czuję jej język na całej mojej twarzy. Ale nieee. Nagle słyszę: „Co się gapisz?”. Dłuższa chwila zastanowienia, o co chodzi, w głowie burza myśli, czy mam coś odpowiedzieć, czy czekać na ponowną reakcję psa. I znowu: „Po kiego się drzesz? Która to już godzina? Idź już spać, bo rano ty z psem idziesz”. W tym momencie głowa maksymalnie w prawo, a w progu mama z zaspanym spojrzeniem, a w tle dźwięk zmywarki, że skończyło się mycie. Wychodząc, zgasiła światło, a ja stwierdziłem, że koniec przegrywania. Idę spać. Zora zawsze śpi ze mną i przytulając ją, musiałem jeszcze dostać kilka chlaśnięć jęzorem.
Ale jedno nie dawało mi spokoju z tym „Co się gapisz?”.
Rano pytałem mamy, czemu użyła tych słów, skoro nie spojrzałem na nią do momentu, aż nie skapnąłem się, że stoi w progu drzwi, to odpowiedziała, że nic takiego nie pamięta i że obudziłem ją swoimi krzykami i zwróciła mi uwagę, żeby iść spać. Po dniu przemyśleń sam stwierdziłem, że musiałem sam tak powiedzieć do psa, ale z powodu zmęczenia i niewyspania skumałem to tak, jakby to zwierzak przemówił :)
Kilka tygodni temu przepisałam się do nowej przychodni. Parę dni temu umówiłam się na wizytę – przyjmował pan. Wchodzę, siadam. Pierwsze co powiedział po „dzień dobry” to: „OOO, DZIEWICA!”.
Już chciałam powiedzieć, tłumaczyć się, że już dawno nią nie jestem. Sekundę przed wypowiedzeniem tego zdania zorientowałam się, że mówi o mojej pustej karcie...
Sylwester. Oglądanie serialu w dresach, na kanapie. Godz 0:00 i nawet nie złożyliśmy sobie życzeń...
Wtedy oto przyszła złota myśl – nie chcę takiego sylwestra w tym roku.
Wniosek? Dzisiaj poprosiłam o rozwód.
Podobno orientacja to nie 1 lub 0, a skala.
Można być w 90% hetero, ale jakiś kobieta i mężczyzna nas zainteresuje chociażby w stopniu "ciekawe jak smakują jego/jej usta", albo "ale bym ją/go dotykał/a po tym seksownym tyłku ".
Dobrze, że skończyło się tylko na głupich myślach, bo kac moralny przez resztę życia byłby nieznośny.