Kiedy mam poważną rozmowę, np. po kłótni z mężem, zawsze płaczę. No dobra... Ryczę, robię się cała czerwona i mam piskliwy głos. Nijak nie umiem tego powstrzymać i denerwuje mnie to, bo nie mogę spokojnie porozmawiać.
Mąż wyznał mi ostatnio, że mówi, że jest już wszystko okej, mimo że i tak jest nadal na mnie zły.
Robi to tylko po to, żebym przestała już płakać.
Myślałaś by spróbować pisać listy? Zamiast w klasyczny sposób, usiąść przy stole i wymieniać się kartką, bądź na spokojnie każdy napisze co leży mu na sercu, a potem się wymienicie. Twój mąż też nie może zamykać się w sobie "dla świętego spokoju", bo może Wam to w przyszłości utrudnić komunikację. Rozumiem, że tak odreagowujesz swoje emocje i nie ma w tym nic nienormalnego. Zwykła fizjologiczna reakcja. Zdziwiłabyś się ile osób tak ma.
Jestem obecnie w miejscu, które wielu określa „najlepsze lata twojego życia”. Czuję, jak czas ulatuje mi przez szpary pomiędzy palcami, a ja wciąż jestem samotny. Cholernie samotny. W szkole średniej miałem dziewczynę, ale potraktowała mnie nieładnie, trwało więc to bardzo krótko. Praktycznie całe życie jestem singlem. Teraz jestem na studiach, rodzice mówili mi, że spotkam tutaj wiele ambitnych i mądrych dziewczyn. I wiecie co? To jest absolutnie prawda. W czym więc jest problem?
Jestem niesamowicie brzydki, nieatrakcyjny fizycznie pod praktycznie każdym względem (nie chodzi o wzrost; ten mam przeciętny), a do tego powszechnie uznano mnie za nudziarza. Co niestety również jest prawdą.
Mam wielu znajomych na studiach, również koleżanki; ale to jest oczywiste, że żadna z tych dziewczyn nie jest mną zainteresowana w żaden sposób. Jedna taka dziewczyna mi się bardzo podoba; żeby nie było, również singielka; wiele razy rozmawialiśmy, również pod wpływem alkoholu. Widzę to dokładnie, że nawet wtedy traktuje mnie jak półpowietrze. Naprawdę trudno jest się pogodzić z myślą, że prawdopodobnie zostanę samemu do końca życia, a jeśli nie, to przepadną mi te „najlepsze” lata.
Bycie brzydkim to jest problem nie do przeskoczenia w żaden sposób. Nie palę papierosów ani zwykłych, ani elektronicznych, nie ćpam, uprawiam sporty, jak pić, to raz na ruski rok. Ale to nudziarstwo przesądza o mnie najbardziej. Czuję się jak nikt. Jak nic. Z doświadczenia wiem, że gadanie o „odwadze” itd. jest tylko gadaniem. Nie chcę od nikogo porad, chcę tylko zostać zrozumiany. Dziękuję za uwagę.
To jest do przeskoczenia. Nie wiem, w jaki sposób jesteś brzydki, ale gdy robisz coś z wyglądem ponad codzienny prysznic, to już się wyróżniasz. Jeszcze jakbyś miał jakiś styl ubierania, a nie "pierwsze z brzegu" z szafy, to już w ogóle plus.
Wygląd to pojęcie względne, każdemu podoba się coś innego. Ale jak jesteś nudnym, zapuszczonym, narzekającym studentem - to fakt, trudno Ci będzie kogoś znaleźć.
Czytałem artykuł o procesie pewnego oszusta matrymonialnego, który wyciągnął ogromne pieniądze od kilkunastu kobiet. W większości młodych, choć i nieco starsze nie wykluczał.
Gość nie jest wprawdzie szpetny, ale nawet ze sporą dozą dobrej woli nie można go było nazwać przystojnym. Stąd spore zaineresowanie publiczności, jak mu się udało również pięknym, zamożnym i często młodym kobietom zawrócić wystarczająco mocno w głowie.
Tajemnica jego sukcesu na tym polu leżała w słowach, w tym co mówił. Pochodząc ze wsi, musiał się tego z książek nauczyć. Duża doza samozaparcia, wystarczająco silna motywacja i małomiasteczkowa biblioteka okazały się wystarczające.
Piszę to anonimowo, bo nadal trudno mi o tym mówić otwarcie. Mam 24 lata i od dawna noszę w sobie ciężar, który mnie przerasta.
Kiedy miałam 13 lat, wpadłam w złe towarzystwo. Używki, które wtedy wydawały się „drogą ucieczki”, zniszczyły mi zdrowie i odebrały coś, co dziś wpływa na każdą sferę mojego życia — mój uśmiech. Straciłam prawie wszystkie zęby.
Dziś nie potrafię spojrzeć w lustro bez łez. Unikam ludzi, bo wstydzę się swojego wyglądu. Mam silny lęk społeczny, nie pracuję, czuję się jak cień człowieka.
Chciałabym odzyskać siebie. Chciałabym kiedyś uśmiechnąć się bez strachu i poczucia upokorzenia. Piszę to nie po to, by ktoś mnie żałował, ale żeby w końcu wyrzucić to z siebie i przyznać, że potrzebuję pomocy.
Jakiś czas temu napisałam o tym, że wyrzucam zużyte, śmierdzące już podpaski do koszy na śmieci obok przystanków, przy których gromadzą się palacze.
Dziś znów to zrobiłam. Ale tym razem nie obok przystanku, ale obok sklepu z płazem. Cały woreczek. Ale, żeby nie było, tam dzieci raczej nie stają na pogaduszki. Ale za to zawsze, ilekroć przejeżdżam, stoi tam wianuszek palaczy (na czele z kasjerkami sklepu) i jarają jak stare lokomotywy. Znalazłam sekundę, że nikogo nie było i wio, już smrody wylądowały w śmietniku. Nie żałuję, zwłaszcza babek z obsługi, bo niemalże za każdym razem, gdy próbowałam wejść do sklepu, to najpierw musiałam pokonać zasłonę dymną i kaszel. Sprzedawczynie stoją w drzwiach z papierochami i serio przejść się nie da bez bucha. A żeby jeszcze która ręce umyła, gdy łaskawie zgodzi się podejść do kasy...
Niemniej jeśli ja muszę zaciągać się dymem, to niech palacze zaciągają się smrodem padliny.
Dzięki temu chociaż trochę mi lżej.
PS Dla tych, co mówili, że u mnie w chacie musi walić. Nie wali. Mam specjalny szczelny śmietnik w toalecie (po etapie pieluch u dzieci) i balkon w razie czego. Tyle.
A myślisz że kto bardziej cierpi, palacze czy zwykli przechodnie? Palacze zapalą papierosa i nie czują, a zwykli przechodnie nie dość że wąchają papierosy to jeszcze twoj smród. Gratuluje uprzykrzania życia innym, należy ci się order z ziemniaka...
Kocham kogoś, z kim nie mogę być. Cały czas chcę walczyć o tę osobę, pomimo iż ona tego nie chce. Boli jak cholera, najgorszemu wrogowi tego nie życzę.
Kiedy mieszkałam w Polsce, byłam aktywnym użytkownikiem Allegro. Głównie jako kupujący, ale czasami też coś tam sprzedawałam — ubrania i perfumy, które mi się znudziły, biżuterię czy nietrafione prezenty. Raz wystawiłam na aukcję zimowy płaszcz (niewiele noszony, w bardzo dobrym stanie), dodałam zdjęcia i stosowny opis. Kupiła go jakaś pani, od razu zapłaciła, więc zapakowałam go w karton i niezwłocznie poszłam na pocztę nadać paczkę. Po jakimś tygodniu dostałam maila od tej osoby — napisała mi, że w kieszeni płaszcza znalazła moją obsmarkaną chusteczkę higieniczną i przez to musiała go dać do czyszczenia. Już w momencie czytania tego maila było mi wstyd jak diabli i plułam sobie w brodę, dlaczego dokładnie nie przeszukałam płaszcza przed wysyłką. Mail był tylko do mojej wiadomości (żebym na przyszłość unikała podobnych sytuacji), a za transakcję dostałam 5 gwiazdek. W zwrotnym mailu serdecznie przeprosiłam tę panią i podziękowałam za wyrozumiałość. Później, zanim wysłałam komuś jakąkolwiek rzecz, sprawdzałam ją po 10 razy pod kątem takich „niespodzianek”. A niedawno sama dostałam podobnego „gratisa”, ale z eBaya — w nogawce spodni zwinięta w kulkę jedna, używana skarpetka :)
Byłam w związku od 4 lat z dużo młodszym chłopakiem. On poznał parę miesięcy temu dziewczynę przez internet, od tamtego czasu nie układało się nam ani trochę. Zerwaliśmy w sobotę, a dziś się dowiedziałam, że on chwilę po rozstaniu już do niej poszedł. Byliśmy na odległość przez ten czas, ciągle mnie okłamywał, że nie ma z nią kontaktu, ale okazało się inaczej niestety. Smutne.
Mam 24 lata. Nigdy nie miałem dziewczyny, nigdy nawet się nie całowałem. Rodzice mi od jakiegoś 1,5 roku zaczęli dokuczać z tego powodu, a ja nie wiem już co odpowiadać. Na początku to było „śmieszne”, teraz czuję się jak ostatni śmieć. Zacząłem coraz częściej z tego powodu chodzić do pracy. Gdy pracuję, to nie myślę o niczym.
Coraz więcej jest młodych ludzi, którzy nie byli w związku, nie mają przyjaciół. Przykre, że świat zmierza w taką stronę, bo jesteśmy istotami społecznymi. Życzę Ci szczęścia Autorze. A Twojej rodzince, żeby się przymknęła i pomyślała, zamiast gadać.
Długo nie chciałam mieć dzieci. W końcu poczułam instynkt macierzyński i doczekałam się dwójki cudnych małych ludzi. Bywam zmęczona, czasami tracę cierpliwość, nie jestem idealna. Kocham te dzieciaki tak bardzo, że często mnie łapie wzruszenie.
Moja koleżanka jest na końcówce ciąży. Mówiła, że stosunki intymne z mężem nie sprawiają jej żadnej przyjemności. Zgadza się tylko dlatego, ponieważ chłop się przyzwyczaił do częstych zbliżeń i by nie wytrzymał. Jakim trzeba być prostakiem, żeby sugerować żonie, że się nie wytrzyma?! (Jeśli ktoś podzieli zdanie owego męża, to najwidoczniej nie ma mózgu). Tłumaczyłam koleżance, że nie może ulegać tylko dla jego przyjemności. Skoro wiele lat są ze sobą, starania o dziecko były bardzo kosztowne finansowo i emocjonalnie, to chłop powinien ją zrozumieć, a nie namawiać, choć widzi i wie, że ją to nie cieszy. Szkoda mi jej, ale trochę jest sobie winna, ponieważ nie potrafi zaprotestować.
A ja nie wiem, o co Ty masz problem. Koleżanka nie mówi, że mąż ją zmusza albo że stosunek jest dla niej niekomfortowy. Nie sprawia jej to przyjemności, ale skoro się zgadza, to chyba jest świadoma tego, co robi? Co jest złego (jeśli oczywiście nikt nikogo nie zmusza) w zrobieniu czegoś dla ukochanej osoby, żeby jej było dobrze?
Nawet nie będąc w ciąży ani w chorobie ma prawo nie mieć na to ochoty. Też mi szkoda ludzi którzy nie widzą że się godzą na ewidentnie toksyczne relacje.
Myślałaś by spróbować pisać listy? Zamiast w klasyczny sposób, usiąść przy stole i wymieniać się kartką, bądź na spokojnie każdy napisze co leży mu na sercu, a potem się wymienicie. Twój mąż też nie może zamykać się w sobie "dla świętego spokoju", bo może Wam to w przyszłości utrudnić komunikację. Rozumiem, że tak odreagowujesz swoje emocje i nie ma w tym nic nienormalnego. Zwykła fizjologiczna reakcja. Zdziwiłabyś się ile osób tak ma.