#fdi6v

Dlaczego ludzie na siłę chcą poukładać mi życie? Chciałabym Wam opowiedzieć historię o głupocie ludzkiej.

Jestem zwyczajną, młodą kobietą. Mam 21 lat, cudownego męża i najcudowniejszego (dla mnie rzecz jasna) syna. Syn urodził się (co ważne) 5 miesięcy po ślubie. Był planowany, starania zaczęliśmy jeszcze przed ślubem ze względu na małe szanse na potomka z mojej strony, jednak mieliśmy już ustaloną datę w urzędzie. Nie chcieliśmy hucznego wesela, jedynie malutkie przyjęcie dla najbliższych (max. 15 osób), co dla niektórych jest równoznaczne z tym, że była wpadka, a my zginiemy marnie. Zdecydowana większość ludzi wie, że zmarnowałam sobie życie, bo na 100% będę chciała jeszcze poszaleć na dyskotekach (wtf?! nie znoszę dyskotek), a mąż mi zabroni. Dom? Jaki dom, on nie może mieć dobrej pracy i was nie stać! Ma dobrą pracę? Pewnie ktoś mu załatwił! Nowe auto?? Po co wam to! Widzieliśmy za 1000 zł, Niemiec płakał, jak sprzedawał, rocznik 1990, no nówka sztuka! Ty do pracy, jak mały będzie miał 2 lata? W domu siedzieć, rodzeństwo małemu zafundować, zająć się domem! Te karierowiczki...
Hitem było to, jak pół rodziny obraziło się na mnie, że do naszego mieszkania (jeszcze wynajmujemy, chcemy spokojnie uzbierać na część domu i resztę na kredyt) nie zaprosimy połowy rodziny na wakacje, przecież mamy gdzie przenocować i nas stać (dwa pokoje, pracuje tylko mąż, a cenimy sobie nasz spokój), bo mieszkamy za granicą!

Do tego opowiadania skłoniły mnie wczorajsze wydarzenia. Zadzwonił jeden ze znajomych i poprosił o pożyczkę na samochód, blisko 6000 zł, bo my na 100% mamy taką kwotę na teraz, a on byle czym nie będzie jeździł, bo wstyd. Ten sam, który wtórował złotym myślom opisanym wyżej...

Pomagamy znajomym, rodzinie tyle, ile możemy. Chcemy wziąć kredyt, kupić dom, wziąć auto na raty, jak tylko wrócę do pracy; jednak większości się w głowie poprzewracało i myślą, że mamy kokosy i mamy dawać im kasę bo tak, bo skoro my mamy na normalne życie, a nie biedowanie, to im się należy. Nie mamy 6000 zł do pożyczenia ot tak, tym bardziej komuś, kto jest taki wobec nas.
Btw. narzekającym na ciężkie życie w Polsce oferowaliśmy pomoc w znalezieniu tu pracy, nawet zamieszkanie u nas na jakiś czas za symboliczne pieniądze. Nie chcieli, bo to za daleko od rodziny, bo wiecznie coś im nie pasuje. Spośród około 10 takich propozycji zero osób wyraziło jakąkolwiek chęć ich przemyślenia.
Narzekać jest komu, robić – niekoniecznie.

#MXJcG

Mam 28 lat, jestem z dziewczyną już ponad 4 lata. Jak w każdym związku, rozmawiamy o dzieciach w przyszłości, ale ja nie umiem się do dzieci przekonać. Jak słyszę płacz dziecka, to jestem strasznie poirytowany. Moja dziewczyna mówi, że mi przejdzie, ale ja tego nie czuję. Boję się być za kogoś odpowiedzialny, boję się, że będę złym ojcem lub nie dam rady i nie do końca dam radę kochać to dziecko. Kolejnym bardzo ważnym powodem jest to, że dziecko to pewne ograniczenia do końca życia, a ja nie jestem na to gotowy. Ona naciska, a ja boję się, że jak jej to wyznam, to się rozstaniemy.

#M8TqR

Mam o 14 lat młodszą siostrę. Gdy była mała, często wychodziłam z nią na spacery z psem i wózkiem, czy też z moim chłopakiem, a wyglądałam na tak ok. 16-17 lat. Nigdy nie zapomnę tych spojrzeń i komentarzy, ludzie potrafią być tak niemili... W końcu zrobiłam sobie kilka koszulek z napisem „To jest moja siostra”. Reakcja ludzi się bardzo zmieniła. Na początku, gdy widzieli mnie z daleka, mieli nieciekawe miny i patrzeli spod byka, jednak gdy tylko podchodzili bliżej, to od razu albo palili buraka, albo śmiali się do rozpuku.

Niby fajnie, ale trochę jednak przykro, że musiałam uciec się do takiego sposobu na uniknięcie niechcianych i niemiłych uwag w moją stronę.

#r1iWP

Jak byłam dzieckiem (ok. 8 lat i wzwyż), mój dziadek dotykał mnie w miejscach intymnych... Nie chciałam tego, ale on zawsze mnie trzymał mocno. Jako małe dziecko w sumie sama nie wiedziałam, czy to normalne i nawet przywykłam do tego. Później zaczęło mi to przeszkadzać i odwiedzałam go coraz rzadziej. Raz nawet zagroził mi, żebym nikomu tego nie zdradzała i powiedział, że to będzie nasza tajemnica. Wystraszyłam się go wtedy, bałam się, że faktycznie jeśli ktoś się dowie, to może być zły na mnie albo może to zaważyć na relacjach rodzinnych, a nie chciałam żeby „przeze mnie” rodzina się pokłóciła. Tym bardziej że dziadkowie są nam najbliżsi. 
Najgorsze jest to, że go kocham tak jak wnuczka może kochać dziadka, tylko nie wiem co mogę z tym zrobić. Do teraz trzymam to wszystko w tajemnicy i boję się komukolwiek o tym powiedzieć. Nie wiem nawet gdzie szukać pomocy. Jakbym powiedziała to braciom, to powiedzieliby, że nie umiem radzić sobie ze swoimi problemami, a rodzicom nie chcę psuć wizerunku „cudownego dziadka”.

#Z9Zdv

Piszę to, bo może chcę się wyżalić, a może uświadomić co niektórych, że pieniądze to nie wszystko, a miłość może przetrwać trudne chwile. Historia o tym, jak cierpią dzieci, a później żal rośnie razem z wiekiem.

Poznałam chłopaka, od początku była między nami chemia i starał pokazać się z jak najlepszej strony, co jest ważne w tym wyznaniu. Kiedy już byliśmy parą, przyszedł moment poznania rodziców (bardzo długo z tym zwlekał). Rodzice zaskoczeni, że taka ładna, taka miła i pytanie na dzień dobry: „Czemu ty chcesz z nim być?”. Szczerze myślałam, że to taki żart i droczenie się z nim, ale z czasem było gorzej. Na święta hasło: „Ty dalej z nim jesteś? Co ty w nim widzisz? Przecież on ci wstyd przyniesie”.
Jest to po prostu przykre, ale zawsze odpowiadam, że widocznie go nie znają.
Powiem szczerze, mój luby jest czasami nerwowy, ale tylko po kłótni z ojcem, bo razem pracują. Próbujemy razem panować nad jego gniewem i żalem, co jest ciężkie dla mnie, bo nie raz płakałam, ale powiedziałam, że nie zrezygnuję, bo o to właśnie chodzi w związku – pchać w górę drugą osobę, by zobaczyła, co jest na szczycie.
Rodzice mają go dosłownie tylko za robola. Później zauważyłam, że wszyscy go wykorzystują, nawet część znajomych. Najlepiej gdyby pracował od 7 do 23 i często tak bywało, dopóki się nie pojawiłam ja (teraz pracuje do 16, a znajomi się ulotnili, jak nie robił, co chcieli) – przyznał, że w końcu ma własne życie.
Ma rodzeństwo: siostra materialistka, która boi się, żeby przypadkiem za mało nie dostała majątku i braciszek pieprzony obibok, który zrzuca wszystko na mojego i narzeka, że dostał tylko dom i samochód.
Oczywiście ja już nie jestem taka fajna, bo synek nie ma czasu na pracę od rana do nocy i są pretensje w moją stronę, bo to ja go zmieniłam... Niech sobie myślą, co chcą, mamy to oboje daleko gdzieś.

Kiedy luby poznał moich rodziców, od początku się polubili, rodzice traktują go jak syna, on zobaczył, że tak rodzina powinna wyglądać. W jego rodzinie nie ma miłości, tylko pieniądze i pogardzanie innymi.

Do przyszłych teściów – wsadźcie sobie te pieniądze w du** razem z pogardą, bo z mojego faceta jestem dumna, że wychował się w gnieździe żmij i nie stał się taki sam!

PS Wczoraj wieczorem mój luby wyznał, że w końcu zdecydował się zmienić pracę. Życzcie nam powodzenia – bo nie mogę doczekać się miny tatusia, jak się dowie, co stracił! :)

#zJuMn

Moja rodzina jest biedna. Pracuje tylko tata, mama czasem znajdzie jakąś pracę, ale nie na długo. Mamy długi, i o ile tata stara się spłacać ile może, to mama totalnie to olewa. Za każdym razem, jak wracam ze szkoły, wyjmuję listy ze skrzynki. Te do taty są od razu otwierane, czytane i wszystko jest okej. Mama olewa listy zaadresowane do niej. Nie odbiera awizo, ma to wszystko gdzieś. 
Już za niedługo będę pełnoletnia, pierwsza praca i te sprawy. I boję się, że będę musiała spłacać jej długi... Taty długi mogę spłacać, on zawsze chciał dla mnie najlepiej. Mama? Jest alkoholiczką. Nie mam zamiaru cierpieć za jej głupotę. W sumie to nie czuję z nią żadnej więzi, nie traktuję jej jak matki. Boję się, że jak tata odejdzie, to ona będzie na moim utrzymaniu.

#5MNnX

Moja babcia ma dwóch synów i dwie córki, w tym moją mamę. Trójka z nich założyła swoje rodziny, tylko najmłodszy syn, mój wujek, nadal mieszka ze swoją mamą, czyli babcią. Nie wiem, kiedy to się zaczęło, ale w ciągu paru lat wujek stał się wrakiem człowieka. Zaczynało się niewinnie – imprezy, trochę piwka z kolegami. Piwka zaczęło jednak przybywać. Przez pijaństwo wujek stracił pracę i do dziś nie znalazł sobie nowej. Znajdywano go zalanego w trupa w rowach przy drodze. Po pijaństwie dostawał drgawek, wtedy babcia, drobna kobitka, pomagała mu wyjść z wanny. Gdy trafił do szpitala, wymykał się na piwo, przez co został stamtąd wyrzucony. Zegary zniknęły z całego domu, bo wujkowi przeszkadza ich tykanie. Jedzenie dostaje do pokoju, żeby tylko nie przewrócił się w drodze do kuchni. Grozi babci, że się powiesi. Wypomina, że przez nią nie ma żadnego wykształcenia (sam wybrał sobie szkołę).
Przez to wszystko babcia boi się wyjeżdżać gdzieś na dłuższy czas. Pod jej nieobecność wujek może sprzedać dobytek biednej emerytki i kupić sobie za zyskane pieniądze alkohol. W takiej sytuacji babcia sama zostawia mu dla spokoju trochę złotych.

Pewnie, tak samo jak mnie, denerwuje was bierna postawa mojej babci. Uwierzcie, nic nie pomaga. Rozmowy z całą rodziną na ten temat, wizyty u psychologa, wzywanie policji, organizowanie odwyku... Nic. Według babci wszyscy uczepili się jej biednego synka, jakby sami byli święci. Ona widzi problem, jest zastraszana, ale woli nic nie robić, byleby tylko nie irytować synusia (wspomnę jeszcze, że to mała wioska, gdzie każdy każdego zna i „wstyd przed sąsiadami policję wzywać”). Sam zainteresowany jest już tak mocno uzależniony, że nie potrafi z tym walczyć. Żeby wujek się zmienił, najpierw musi zmienić się babcia, ale na nią nie ma rady.

Czasem myślę, co by było, gdyby ona zmarła. Wujek chyba stałby się bezdomny i zachlał się na śmierć jeszcze przed czterdziestką. Rodzeństwo pewnie chciałoby mu pomóc, ale wiem, że nadal by pił. Wiem, że to okrutne, ale czasem myślę, że lepiej by było dla wszystkich, żeby wujek zmarł. Nie życzę mu śmierci, ale takie życie to nie życie. On sam cierpi i zaraża cierpieniem wszystkich bliskich. Niestety na tę chwilę nie widzę innego sposobu na zakończenie tej historii.
Dodaj anonimowe wyznanie