#MhTyB

Mam 17 lat, a mój penis ma 12 cm i boję się, że już więcej nie urośnie, ponieważ nie rośnie już od około 2 lat. Jak leży, to ma 2 cm, a jak stoi, to ma te 12. I tutaj moje pytanie, czy jest coś, jakiś sposób na powiększenie sobie penisa?
karlitoska Odpowiedz

Wolałabym krótszego niż takiego mega cieńkiego. Poza tym nie każdej kobiecie zależy na cm, często liczy się też relacja, przywiązanie do partnera, gra wstępna i to czy face w łóżku na nie działa swoim zachowaniem, pocałunkami, gestami itd.

Zobacz więcej komentarzy (3)

#BXltX

Z samego rana obudził mnie przyszły teść. Pocałował w rękę, wręczył kwiaty i przyniósł śniadanie do łóżka.
Dziś mijają dwa lata związku z moim narzeczonym. Nawet będąc 1200 km ode mnie, zadbał o to, żebym dostała cudowny prezent.

Życzę wam kobietki, żeby każda z was trafiła na swojego wymarzonego mężczyznę.
Frog Odpowiedz

Chyba 2022 rok, pamiętam to wyznanie 🤗
Autorko, był już ślub? Macie dzieci?

Może dopiszemy dalszy ciąg.
Teściu okazał się na tyle skuteczny, że Autorka machnęła ręką na młodszego.
Że teściowa? 🤔
Wtedy już nie było teściowej.
No weeź... Która kobieta puściłaby męża do młódki, z zadaniem pt: "zanieś kwiaty, zrób jej śniadanie do łóżka".
Nie ma takiej opcji.

Odpowiedzi (2)
Zobacz więcej komentarzy (1)

#dNkKh

Potocznie mówi się, że „wszyscy mężczyźni są tacy sami”. Że są okropni, zdradzają, myślą tylko „o jednym”, są nieczuli.

Co z kobietami? Czemu nie mówi się, że one także „są wszystkie takie same”, a niekiedy nawet gorsze od mężczyzn. Że także kłamią, naciągają na kasę i później mają związek gdzieś, że grają na uczuciach partnera.

Kobiety chciały równouprawnienia, a tymczasem wprowadzają hipokryzję społeczną. Niech się później nie dziwią, że są samotnymi pannami.

Widziałem już przypadki, kiedy to dziewczyny próbują zrozumieć niektóre specyficzne dla nich zachowania chłopaków.

Przykład, dziewczyna zadała pytanie: „Chłopaki, czy wy gracie w gry, aby uciec od rzeczywistości?”.

Tak, czasy bywają różne, niekoniecznie łatwe. Na dodatek większość związków rozpada się przez rodziców, którzy mówią z kim być albo jakich wzorców szukać u partnerów. Stąd mogą być wszelkie stereotypy o tym, że wszyscy mężczyźni/kobiety są identyczni/identyczne.

Czy wy, rodzice, byliście i jesteście w związku z czyjegoś przymusu, czy z własnej woli?

Może jest jeszcze nadzieja, ale pewnie wszyscy się ockną, kiedy będzie już za późno.

Napisałem ja, chłopak skrzywdzony uczuciowo przez wiele dziewczyn, przez co stały się one (wszelkie dziewczyny) obojętne.
Eldingar Odpowiedz

"Przykład, dziewczyna zadała pytanie: "Chłopaki, czy wy gracie w gry, aby uciec od rzeczywistości?"" - jako dziewczyna, nieraz otrzymałam podobne pytanie, ale w kontekście książek i też gier, ale tu klasycznych RPG, twarzą w twarz. I jakoś nie jęczę z tego powodu.

livanir Odpowiedz

Wszystkie kobiety są takie same- powie facet i kobieta.
Wszyscy mężczyźni są tacy sami- powie facet i kobieta
Ot, ludzka tendencja do generalizowania, żeby ułatwić sobie życie. Ludzka tendencja do wyolbrzymiania tego co nas boli. Ludzka tendencja do odsiewania informacji tylko tych, które nam pasują.

Już pomijam fakt, że często mamy tendencję do wybielania siebie, a innym zarzucenia najgorszych intencji- napisałam to ja- dziewczyna dla wszystkich miła, która została przez to nie raz nazwana suk..., która rozkochuje w sobie chłopaków by... W sumie nie wiem co, bo ja jestem tylko miła, bo lubię

Zobacz więcej komentarzy (2)

#D6N1p

Będąc kiedyś na plaży, zauważyłem biegnącą w oddali grupę dziewczyn. Na szybko zagrzebałem się w piachu, żeby po mnie przebiegły. Doszedłem wtedy.
upadlygzyms Odpowiedz

Doszedłeś zagrzebując się.
A.S. Bytom lubi to.

KajKoLukx Odpowiedz

Jest taki robaczek Mrówkolew. Żyje na dnie małego lejku z piasku, jak się podmucha lekko w środek tego lejka, to przez chwilę go widać, a potem się tak fajnie zakopuje, w kilka sekund znika. Autor musi mieć jakieś geny po tym robaczku, bo niemożliwe, żeby człowiek się tak szybko zakopał.

Odpowiedzi (1)

#DPAqS

Jakiś rok temu musiałam pojechać bardzo wczesną porą na umówione spotkanie. Była godzina piąta rano, ja przez jakiś tydzień włącznie z dniem, gdy musiałam pojechać, miałam problemy ze spaniem w nocy, czułam się ogólnie słabo i jakbym mogła, tobym nie wsiadała za kółko o tak wczesnej porze.
Dzień wyjazdu, przejechałam niecałe 5 kilometrów, gdy miałam wypadek w wyniku zasłabnięcia... Wpadłam do rowu i dachowałam. Poza ogólnym przerażeniem i potłuczeniami nic mi nie było, jednak auto leżało na dachu, drzwi były zablokowane i nie mogłam się sama wydostać.
To uczucie, gdy z przerażeniem usiłujesz wybić szybę, by jak najszybciej się wydostać z samochodu, czujesz, jak krew cieknie ci po twarzy i widzisz, jak twoje auto mija młody (około 30 lat) rowerzysta i nawet nie patrzy w twoją stronę. Nie robi nic. Kompletnie. Po prostu sobie przejechał, a ciebie ogarnia ogólne przerażenie, bo przecież o tej godzinie nie przejeżdżają samochody, wokół są same pola, a twój telefon leży w kawałkach i nie możesz sama zadzwonić na policję czy pogotowie.
Miałam jednak szczęście – po czasie, który nazwałabym całą wiecznością, zatrzymał się samochód, na moje szczęście był w nim mężczyzna (kobieta nie dałaby rady mnie wyciągnąć od góry).

Teraz najlepsza część – trafiłam do pobliskiego szpitala, w którym zostałam na obserwacji. Niestety o moim wypadku bardzo szybko dowiedział się mój były chłopak, który wparował do szpitala przerażony jak nigdy i powiedział coś, z czego do teraz nie wiem, czy się śmiać, czy płakać: „Uff, dobrze, że nic ci nie jest, bo nie mam kasy na garnitur na twój pogrzeb”.
Livarot Odpowiedz

Jeśli auto leżało na dachu i w rowie to skąd widziałaś tyle szczegółów na temat tego rowerzysty? Przecież to najwyżej trzy sekundy. Może to był dziadek pod wpływem alkoholu , jak to na wsi i nawet nie zauważył że samochód stoi nie tą stroną.

Odpowiedzi (3)
Zobacz więcej komentarzy (2)

#MYOSh

W podstawówce zawsze gdy miałam okazję szłam z rodzicami na kawę, obiad czy deser do restauracji. Zawsze brałam dużo cukrów w torebeczkach, czasem udawało mi się wziąć ich cały kubek. Robiłam tak do czasu, kiedy mama zorientowała się, że sprzedaję je w szkole po złotówce.
Tak chciałam zarobić pierwszy milion :)
Livarot Odpowiedz

W Izraelu już byś była dyrektorem finansowym.

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (1)

#8azK3

Dzisiaj pierwszy raz w swojej 10-letniej pracy zrobiłam niechcący krzywdę pacjentowi. Zabieg poszedł nie tak, jak powinien. Zachowałam wszelką procedurę, zrobiłam obszerny wywiad, to był już trzeci zabieg laserowy na twarz z serii czterech, więc dwa poszły dobrze. Nie podkręciłam nawet parametrów. Nie wiem co się stało, prawdopodobnie pacjent mnie okłamał co do przeciwwskazań, ale tego nie jestem w stanie zweryfikować. Analizowałam ten przypadek już setki razy, konsultowałam się z lekarzami, szkoleniowcami od tego lasera i koleżankami po fachu. Nikt nie wie, co poszło źle.

Po zabiegu było nawet OK, mocniejszy rumień, który uśmierzyłam na miejscu i odesłałam do domu. Pacjent mi się trochę skarżył na ból, ale ciężko stwierdzić, czy bolało go bardziej niż zazwyczaj, bo 99% pacjentów boli po zabiegu.

Prawda jest jednak taka, że zrobiłam mu nieodwracalna krzywdę. Najlepsze zabiegi nawet nie pomogą na blizny po oparzeniach, które mu zrobiłam. Jest oczywiście pod opieką lekarza, pokryłam wszystkie koszty, moja polisa wypłaci mu odszkodowanie. Ale nie mogę się z tym pogodzić. Myślę o tym non stop, zamartwiam się, nie śpię w nocy. Codziennie piszę do niego i proszę o zdjęcia, jak wygląda skóra, doradzam, staram się opiekować, jakoś wynagrodzić mu ból. Ale czasu nie cofnę.

Maszynę sprzedam albo oddam, bo jest w leasingu. Nie chcę jej mieć u siebie. Jestem po prostu załamana.
karolyfel Odpowiedz

To w końcu kiedy wykonałaś ten zabieg, dzisiaj czy jakiś czas temu?
"Dzisiaj pierwszy raz w swojej 10-letniej pracy zrobiłam niechcący krzywdę pacjentowi."
"Myślę o tym non stop, zamartwiam się, nie śpię w nocy. Codziennie piszę do niego i proszę o zdjęcia, jak wygląda skóra, doradzam, staram się opiekować, jakoś wynagrodzić mu ból. Ale czasu nie cofnę."
Poza tym: czy nie jest tak, że błąd w sztuce raz na 10 lat to i tak niezły wynik?? Założę się, że trudno o lekarza z długim stażem, który by nigdy czegoś nie sknocił, być może nie podchodzą do tego tak emocjonalnie albo zwyczajnie to wypierają.
I jeszcze jedno: skąd wiesz, że to twoja wina, skoro piszesz, że równie dobrze to sam pacjent mógł cię okłamać i sam spowodować tę sytuację.

Odpowiedzi (2)
Zobacz więcej komentarzy (1)

#ZwSzJ

Sytuacja wydarzyła się 11 lat temu. Byłem wtedy jeszcze studentem i korzystałem ze studenckiego życia. Zdarzało się, że podrywałem dziewczyny w klubie i zaciągałem je do mieszkania.
Pewnej nocy po alkoholu i wcześniejszym wielodniowym maratonie porno z kategorii BDSM coś mnie opętało. Zaciągnąłem pannę do mieszkania i wtedy przypomniało mi się, że miałem na biurku trytytki, które zostały po zakładaniu osłonek na balkon. Gdy już ją rozebrałem, kazałem jej zamknąć oczy, zawiązałem ręce trytytką, tak samo nogi, buzię zakneblowałem majtkami, no i się zaczęło. Biłem ją paskiem od spodni, nie zważając na jej strach, polewałem woskiem ze świecy, policzkowałem, no i przede wszystkim posuwałem w obie dziury z całej siły. Nie założyłem nawet prezerwatywy.
Gdy już się naruchałem, uwolniłem ją, widziałem w jej oczach przerażenie. Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko ubrała się szybko i uciekła. Mam szczęście, że nie poszła z tym na policję, ale w tamtym czasie nawet o tym nie pomyślałem. 
Teraz mam żonę i dzieci, ale czuję wstyd na myśl o tamtej sytuacji. Nie mogę nawet jej odnaleźć, żeby przeprosić, bo była to dziewczyna poznana w klubie.
Darksailor Odpowiedz

Reasumując, po prostu ją zgwałciłeś.

Odpowiedzi (5)
Rumek Odpowiedz

Jaaasne;)

#OYYHh

Jak byłem dzieckiem, mieszkaliśmy z mamą i z tatą w jednym pokoju. Jak zacząłem dorastać, co noc słyszałem bo postękiwania i pojękiwania mojej mamy, gdy leżała w łóżku z tatą, a w końcu zacząłem ją podglądać, fantazjować na jej temat. Ogólnie bardzo seksowna z niej i zadbana kobieta i teraz, gdy jestem już dorosły, żadna inna kobieta mnie tak nie podnieca, jak fantazja o mamie.

#hrRuA

Od kilku miesięcy pracuję w korporacji. Od początku sądziłam, że raczej nie będzie idealne miejsce dla mnie, ale zaproponowali naprawdę niezłe wynagrodzenie, a akurat szykowały mi się spore wydatki, więc zdecydowałam się przyjąć ofertę. No i przyznaję, że odrobinkę byłam ciekawa, czy praca w korpo rzeczywiście wygląda tak jak w opowieściach. A więc tak, wygląda :P
Od samego początku bawi mnie wtrącanie wszędzie anglicyzmów. Może jeszcze miałoby to jakiś sens, gdyby praca w dużej mierze była w tym języku. Ale nie, jedyny anglojęzyczny aspekt pracy to cokwartalne spotkania z zagranicznym zarządem, podczas których szeregowi pracownicy i tak się nie odzywają, a u menadżerów słychać spory wysiłek w dobieraniu odpowiednich słów. Ale nic to, na cotygodniowych callach całego działu omawiamy workaroundy niesprawnych procesów i ustalamy, które ustawienia nasze systemy powinny mieć z defaultu xD
Do każdej, nawet najprostszej czynności jest napisana instrukcja i procedura. Z jednej strony spoko, bo dzięki temu nie ma żadnych nieporozumień, w jaki sposób należy coś zrobić, ale z drugiej coś, co normalnie można zrobić jednym kliknięciem, teraz rozciąga się na kilka godzin. A podobno dążymy do przyspieszenia i optymalizacji pracy...
Zmiany, zmiany, zmiany. Odkąd pracuję (mniej niż rok) tylko w obrębie mojego działu podział obowiązków zmienił się już trzy czy cztery razy. No okej, może i nie ma rutyny, ale dla nowych pracowników jest to mocno frustrujące, bo nie zdążą się nawet porządnie wdrożyć w swoje obowiązki, a już muszą uczyć się innych. Nawet starsi stażem zaczynają się w tym gubić, a co dopiero mówić o takich „świeżakach”. Plus w całym tym zamieszaniu jest taki, że akurat szefowa mojego działu jest bardzo wspierająca i z każdym problemem można się do niej zwrócić.
Nadgodziny – oficjalnie ich nie ma, ale nieraz na skrzynce mailowej widać, że ktoś pracował do 19 czy 20. Tak samo przestały mnie dziwić wiadomości wysyłane przez współpracowników w niedzielę.
No i to, co chyba bawi mnie najbardziej, to że większość tych ludzi traktuje tę pracę śmiertelnie poważnie. Nie mówię tu o jakichś wyższych stanowiskach, ale o szeregowych pracownikach, którzy myślą, że są niezastąpieni i jeśli będą się zgadzać na dorzucanie kolejnych obowiązków, to ktoś to zauważy, doceni i da awans. Niestety, na pytania o podwyżki menadżerowie rozkładają ręce i mówią, że oni nic nie mogą zrobić, że to decyzja centrali, a w ogóle to podwyżki można dawać tylko w kwietniu.
Raz zrobiłam coś pomijając procedurę i zostałam zjechana od góry do dołu – co ciekawe, przez współpracowników, a nie przełożonych. Jak zasugerowałam, że coś jest trochę bez sensu, to usłyszałam: „Taka jest procedura i tak trzeba robić”. Procedury nie można zmienić, żeby nam ułatwiała pracę, procedura to święta rzecz. 
Tak, korpo to stan umysłu :P
Postac Odpowiedz

Treść pracuję w korporacji, z jezykami obcymi mam styczność codziennie. Codziennie mam minimum jedno spotkanie w języku angielskim - a skoro na co dzień pracuję używając tego języka, czasami pierwsze przychodzi mi do głowy określenie w tym języku, a nie po polsku.

A procedury są dla pracowników. Jak przychodzi jakaś reklamacja, to przy analizie problemu w 90% przypadków człowiek nie trzymał się procedury, bo uważał, że jest mądrzejszy.

Co do zaangażowania - zauważyłam to u siebie w firmie, ale tylko u niektórych. Połowa przychodzi na 8 godzin do pracy (w tym ja), wychodzi i nie myśli o niej więcej. Druga połowa pracuje z domu lub po 10-12 godzin dziennie, oczywiście bez płatnych nadgodzin. To zależy od człowieka.

Odpowiedzi (1)
Zobacz więcej komentarzy (5)
Dodaj anonimowe wyznanie