Nowy rok, nowy ja.
Trzeciego stycznia wykupiłem półroczny karnet na siłownię, saunę oraz strefę basenową. Jeszcze w grudniu miałem konsultację z dietetykiem oraz ułożony prosty (mam znikome doświadczenie) plan treningowy.
Czwartego stycznia wychodziłem z mieszkania, by dotrzeć na swój pierwszy dzień na siłowni.
Poślizgnąłem się, schodząc ze schodów na miejskim chodniku.
Wstrząs mózgu, złamana kość piszczelowa oraz przepuklina w prawej części brzucha. Okres rekonwalescencji to minimum dwa tygodnie w pozycji leżącej/półleżącej. Dwa–trzy miesiące gips. Zakaz dźwigania po operacji przepukliny przez dwa–trzy miesiące w zależności od tego, jak się będzie goiło. Do tego dojdzie jeszcze rehabilitacja po złamaniu.
Ale wrodzona umiejętność pozytywnego myślenia podpowiada mi, że przez te dwa tygodnie na szpitalnym jedzeniu uda mi się pozbyć chociaż dwóch, może trzech kilogramów z tych 131, które sobie odłożyłem na czarną godzinę.
Witaj, 2025 roku! Witaj jak w mordę strzelił.
W domu była bieda, więc w podstawówce zdarzało mi się robić podpaskę z szarego papieru toaletowego.
Kiedyś wypadła mi nogawką spodni na lekcji, gdy szłam do odpowiedzi...
Pamiętają.
Nigdy nie miałam super urodzin, zawsze albo kłótnie, albo nikt o nich nie pamiętał.
W te święta, Nowy Rok byłam sama w domu. Wczoraj wróciła mama z Polski, jako prezent dostałam kłótnie i wyzwiska w moją stronę. Urodziny do końca dnia także spędzam sama... trudny to dla mnie czas.
Mam 17 lat. Od kilku lat grałem w piłkę ręczną, to było całe moje życie. Problemy zaczęły się we wrześniu. Wszystkich juniorów przenieśli do seniorów, a tam ludzie zachowywali się trochę inaczej. Po treningach trzeba było się kąpać. Na początku jakoś od tego uciekałem, mówiłem, że wracam z rodzicami i się śpieszę, albo z kolegą i jego rodzicami. Kolega też się nie kąpał, ale, jak szybko zauważyłem, on nie miał takich problemów jak ja – zawsze miałem małego penisa. Myślałem, że do tej osiemnastki urośnie, ale jednak się tak nie stało. W listopadzie zakończyłem grać w piłkę ręczną. Po 4 miesiącach od zakończenia treningów porozmawiałem z rodzicami. Było to bardzo ciężkie przeżycie. Nie jesteśmy majętni, ale udaliśmy się do trzech lekarzy. Ceny u tych specjalistów wynosiły od 200 do 400 złotych za wizytę.
Pierwszy doktorek powiedział, że moje 3 centymetry to norma, drugi kazał przeprowadzić badania i wrócić, jak będzie coś nieprawidłowego (wyniki wyszły prawidłowe), a trzeci powiedział, abym wziął sobie Chinkę za żonę, bo to ją zadowoli. Wydaje mi się, że nikt nie wziął mojego problemu na poważnie.
Ja widzę nadal problem. Mój penis ma 3 centymetry w spoczynku i 9 centymetrów we zwodzie. Jeżeli moi koledzy mają dłuższe penisy w spoczynku niż ja we wzwodzie, to musi być coś nie tak. Nie uprawiałem nigdy seksu, teraz staram się przebywać mniej z dziewczynami. Zrezygnowałem z życia seksualnego, a z jedną dziewczyną chyba mnie coś łączyło. Moja pasja i kobiety stały się dla mnie niedostępne.
Najgorsze jest to, że moi rodzice wydali dużo pieniędzy na te wizyty, a problem nadal jest nierozwiązany. Może się wam wydawać, że to głupoty, ale życie bez celu to najgorsze uczucie. Teoretycznie mógłbym grać w klubie, ale wszyscy wiemy – jak cię widzą, tak cię piszą.
Kiedyś chciałam zostać pianistką. Prosiłam rodziców o pianino bądź keyboard. Na początku łagodnie, lecz z czasem coraz bardziej stanowczo. Definitywnie powiedzieli, że nic z tego. Zrobiłam więc z papieru i kartonu własne pianino. Kiedy skończyłam, wyszłam z nim na ulicę, postawiłam obok kubek i kartkę, na której było napisane: „Zbieram na prawdziwe pianino”, puściłam jakąś tam muzykę klasyczną i udawałam, że gram. Ludzie wrzucali pieniądze.
Kiedy skończyłam, poszłam do domu i pokazałam mamie, co udało mi się nazbierać. Zabrała pieniądze, nic mi nie kupiła, nawet nie posłała mnie do szkoły muzycznej. Nie zostałam pianistką.
Trochę ponad rok temu byłam na urodzinach koleżanki – akurat poszłam sama, bo mój chłopak musiał zostać dłużej w pracy. Podczas imprezy od słowa do słowa okazało się, że jeden znajomy pracuje w szkole tańca i ma do wykorzystania darmową lekcję, ale nie ma z kim iść. Zgłosiłam się na ochotnika, bo bardzo lubię tańczyć, a jakoś tak mało mam okazji. Po kilku dniach miał się do mnie odezwać, żeby ustalić szczegóły – wybrać rodzaj tańca, termin itp.
Po powrocie z urodzin opowiedziałam o tym mojemu chłopakowi, no i dopytałam, czy nie ma nic przeciwko, że pójdę na taką lekcję ze znajomym. Powiedział, że nie ma problemu, że on i tak nie lubi tańczyć i na pewno by ze mną na żadne tańce nie poszedł, a wie, że ja lubię, więc spoko. Skoro miałam błogosławieństwo mojego lubego, to dogadałam ze znajomym szczegóły, odbyliśmy tę jedną darmową lekcję tańca i tu pewnie wszystkich rozczaruję, bo nic więcej się nie wydarzyło, po prostu rozeszliśmy się każde w swoją stronę. Kontakt mamy praktycznie zerowy, tak samo jak to było wcześniej.
I tu zaczyna się właściwa część wyznania. Mianowicie, właściwie przy każdej sprzeczce, mój chłopak wypomina mi fakt, że poszłam sobie na jakieś tańce z innym facetem. Raz rzucił tekstem, że on by nigdy tak nie zrobił, nie poszedłby z inną dziewczyną na lekcje tańca, będąc w związku ze mną. Nie rozumiem tego do końca, bo jak pytałam wcześniej, to nie miał kompletnie nic przeciwko. Powiedziałam mu o tej propozycji znajomego bezpośrednio po imprezie, gdy nawet jeszcze nie byliśmy umówieni tak „na sztywno”, więc w każdej chwili mogłam się z tego wycofać, jeśli mój chłopak miałby się czuć z tym niekomfortowo.
Minął ponad rok, a temat wraca jak bumerang. I teraz już momentami sama nie wiem – czy ja rzeczywiście zachowałam się tak strasznie nie w porządku wobec niego? Może i mogłam się domyślić, no ale niestety nie mam takiej mocy czytania ludziom w myślach. Jak do niego wypisuje koleżanka z poprzedniej pracy, bo średnio co dwa tygodnie musi o coś dopytać i opowiedzieć, co się ostatnio działo, to jakoś nie mam z tym problemu i nie wypominam tego przy każdej możliwej okazji.
Moi rodzice są po rozwodzie. Nie są razem już prawie 10 lat, ja byłam wtedy dzieckiem. Rozwód był okropny – zdrada, dziecko z kochanką... paskudna sprawa. Nie ma szans, by oni kiedykolwiek normalnie porozmawiali.
Jednak są takie noce, że widzę, jak znowu jesteśmy rodziną mieszkamy razem. Jedziemy razem na zakupy, a potem gotujemy wspólnie obiad. Widzę, jak oboje są na moim zakończeniu roku. Widzę, jak jedziemy razem na wakacje. Jak oglądamy filmy. Gramy w gry.
I wtedy zaczynam płakać.
Bo tęsknię za czymś, czego praktycznie nie pamiętam.
Bo chcę czegoś niemożliwego.
Bo tata zrobił coś okropnego mamie, a ja chciałabym, żeby znowu byli razem.
I tak sobie płaczę po cichu, nie za głośno, bo chcę czegoś co większość ma, a ja nie mogę.
Jestem w ciąży, właściwie już dość zaawansowanej. Czuję ruchy dziecka, widzę, że reaguje na mój i męża dotyk na brzuchu, na to, co jem itd. Czuję z nim więź, coraz większą. Od niedawna zaczęłam o sobie mówić jako „mama”. I co mnie bardzo zdziwiło, zarówno moja mama, babcia jak i mąż – wszyscy mocno wierzący katolicy, wojujący przeciwnicy aborcji – mówią mi, że jeszcze nie jestem mamą.
Nie rozumiem tego. Denerwuje mnie to! Używają tylko jakiegoś głupiego argumentu o tym, że dziecko jest jeszcze nieurodzone, niezarejestrowane w urzędzie, więc jeszcze nie jestem mamą. Ale dziecko jest dzieckiem od poczęcia (nauki kościoła)!
Tak to jest robić chu#a z logiki...
Czytałam jedno z wyznań i przypomniała mi się sytuacja z podstawówki.
Jakaś 6-7 klasa podstawówki, kolega poprosił mnie na przerwie o zeszyt – dałam. Gdy go oddał, nie sprawdziłam nawet, czy coś się stało z zeszytem. Na lekcji pani poprosiła mnie o zeszyt, żeby sprawdzić, co robiliśmy na ostatniej lekcji i przepytać któregoś z uczniów, a j jak gdyby nigdy nic podałam pani swój zeszyt. Pani w wielkim szoku pyta: „Co ty tu masz?”. Oddała mi zeszyt, ja patrzę – kolega narysował mi penisa na całą stronę...
Już mu nigdy nie zaufałam. :P
Z okazji urodzin mój chłopak zabrał mnie na basen. Jest tam dużo atrakcji, między innymi basen, w którym dwa razy w ciągu godziny uruchamiana jest wysoka fala. Można się poczuć jak w Bałtyku.
Widzę falę. Płynę odważnie. Ja atakuję falę, fala atakuje mnie. Woda uderza mnie w otwartą buzię i tracę swojego zęba. Protezę. Jedynkę… Moja proteza spada w czeluści. Stałam przerażona. Oczywiście czekała mnie jeszcze opłacona godzina na basenie.
Mój luby, widząc mnie prawie zapłakaną, w bohaterski sposób zaczął nurkować i przeszukiwać dno basenu. Fale cały czas wzburzone. Ja w tym czasie sprawdzałam brzeg, bo może jak w filmach fale wyrzucą moją protezę. Mój mężczyzna pożyczył jeszcze okulary do pływania. I znalazł zęba! Szok i szczęście :D
PS Podziwiam mojego chłopaka i za pomoc, i za to, że widząc mnie bez zęba, zachował powagę, choć widać było, że miał chęć wybuchnąć śmiechem ;)
Dodaj anonimowe wyznanie